„(…)
ludzie mają wrodzony talent do
wybierania
właśnie tego, co dla nich najgorsze”
Dramione
(Hermiona & Draco)
Przez całe życie wpajano mu poglądy, które definiowały jego osobę, jednocześnie pozbawiając go
własnego ja. W pewnym momencie zapomniał o tym, kim jest w rzeczywistości i
granie kogoś innego przychodziło mu z łatwością. Gdyby ktokolwiek powiedział
mu, że czarne jest białym, uwierzyłby. Czuł się jak manekin, szmaciana lalka,
którą ktoś kieruje, ciągnąc za niewidzialne sznurki. Chciał uciec z tego teatru
kukiełek, ale bał się. Bał się, ale to nie jego rodzice napawali go lękiem,
lecz świat, w którego zrozumienie nie wierzył. Bo kto uwierzyłby w to, że śmierciożerca nie wierzy w potęgę Lorda
Voldemorta i jedyne czego chce, to uwolnić się spod jego władzy?
Ale teraz to był
koniec… Czarny Pan został pokonany, a więc czemu Draco nie potrafił się teraz tym cieszyć?
Czemu budził się z krzykiem? Jednak nie to niepokoiło go najbardziej, ponieważ
szybko przywykł do tego stanu. Martwił się tym, że w trakcie tych sennych wizji
widzi osobę, której nie powinien w nich widzieć. Widział w nich bowiem piękną
dziewczynę o gęstych, brązowych włosach, która umierała… Każdej nocy była to
inna śmierć, ale za każdym razem równie bolesna – zarówno dla niej, jak i dla
niego.
Nie potrafił
patrzeć na to, jak umiera. W pewnym momencie zaczął łapać się na tym, że mara
miesza mu się z rzeczywistością i nie jest w stanie rozróżnić tych dwóch
światów. Momentem przełomowym był dzień, gdy przeglądając Proroka, szukał nekrologu
panny Granger.
Po bitwie dużo
się zmieniło. Musiał minąć miesiąc, aby Malfoy zauważył, że zmiany zaszły nie
tylko w nim, ale także w innych uczestnikach tej wojny. Ten słynny Potter rozstał
się z Ginny Weasley, która długo nie była sama. Ku jego wielkiemu zaskoczeniu,
Draco zobaczył ją w ramionach swojego przyjaciela – Zabiniego. Jedyną stałą
rzeczą we wszechświecie był związek Rona ‘Wieprzleja’ z Granger. Czasem
wieczorami zastanawiał się nad tym, jakim cudem dziewczyna wytrzymuje z tym
rudym chłopakiem. Po bitwie Weasley stoczył się na same dno, nie potrafił
pogodzić się ze stratą Freda i topił smutki w alkoholu.
Malfoy nie
rozumiał, co kierowało Granger. Czyżby panna Wiem-To-Wszystko nie potrafiła
uciec z tego toksycznego związku, a może była tak zaślepiona tym
nieudacznikiem, że nie widziała jego wad?
Tego dnia Draco
postanowił udać się do specjalisty od snów. Co prawda nigdy nie wierzył w taki
odłam medycyny, ale nie widząc innego rozwiązania postanowił zaryzykować. Młody
mężczyzna udał się do gabinetu. Zanim wszedł do środka, zdążył jedynie spojrzeć
na złoty zegarek, który miał na ręce. Wskazywał on godzinę dziewiątą dwadzieścia.
Draco nie zamierzał spędzić w tym pomieszczeniu więcej niż pół godziny. Jego
plany spaliły jednak na panewce, bowiem spędził w nim prawie trzy godziny.
Terapeutka
okazała się być miłą kobietą, która była jednak zupełnie oderwana od świata.
Swoim światopoglądem przypominała mu Lunę Lovegood, którą poznał w Hogwarcie.
Psycholożka jednak nie była blondynką. Jej głowę zdobiły ciemnobrązowe pukle,
które przypominały mu bardziej Granger niż mieszkankę domu założonego przez
Rowenę Ravenclaw.
– Czemu ona chodzi ci ciągle po głowie,
Draco! Ogarnij się wreszcie człowieku! – przeklął się w myślach.
W trakcie gdy
Malfoy toczył wewnętrzny dialog, pani Goodsmile przeprowadzała kolejne testy,
zadawała mnóstwo pytań – zarówno o stan jej nowego pacjenta, treść snów, a także
o postać tajemniczej dziewczyny, której tożsamości ten nie chciał zdradzić. W
pewnym momencie skłoniła go do medytacji, na co ten przystał – niechętnie, ale
to zrobił. Dopiero po tych licznych egzaminach postanowiła podzielić się z nim
swoimi wnioskami.
– Kocha ją pan. Nie wiem czy boi się pan
o to, że ją straci czy nie może się pan pogodzić z jej stratą, ale te sny to
dowód na pańskie uczucia.
Nie uwierzył w
jej słowa, chciał ją nawet wyśmiać, a nawet wykląć, ale coś go powstrzymywało i
sam nie wiedział, czym to było. Za każdym razem, gdy o niej myślał, czuł
specyficzny ucisk w podbrzuszu, któremu towarzyszyły zawroty głowy, ale to nie
mogło być to. Coś takiego jak miłość nie istniało – nie w słowniku Malfoy’a.
– Niech mi pani powie, jak mam to leczyć.
Jak temu zapobiegać – wyszeptał.
– Jeśli ona żyję… – zawahała się przez
chwilę – musi pan przebywać koło niej. Dopiero jak zyska pan pewność, że nic
jej nie jest, to wszystko wróci do stanu początkowego. Wtedy znikną koszmary.
Przeklął kobietę
w myślach. Co ona mogła wiedzieć! Nie wiedziała jak to jest przeżyć wojnę, jak
to jest walczyć w bitwie, która zmieniła cały magiczny świat, jak to jest być
kimś, kim nie chce się być. Ona nic nie wiedziała, a mimo to Draco podświadomie
jej uwierzył. Uwierzył jej, że to wszystko przez Hermione, ale nie wiedział, co
miałby z tym zrobić. Stanąć przed nią i powiedzieć, że potrzebny mu nocleg – na
jeden dzień koło jej łóżka… Nie uwierzyłaby mu, a za to zaśmiałaby mu się
prosto w twarz, a potem wyrzuciłaby go z domu, jeśli w ogóle wpuściłaby go do
środka.
Dlatego gdy
wrócił do domu był zrezygnowany. Pogodził się z myślą, że koszmary będą go
męczyć do końca życia, ale gdy przekroczył próg, czuł się bardzo nieswojo. Miał
wrażenie, że wszystko jest poprzestawiane, a w przestronnym dotąd salonie
panuje zaduch. Szoku doznał dopiero wtedy, gdy wszedł do swojej sypialni. Nie
była pusta. Na krańcu jego łóżka siedziała Hermiona. Patrzyła nieprzytomnym
wzrokiem w ścianę, dopóki sztucznie zakaszlał, chcąc zwrócić jej uwagę na
siebie.
– Zanim mnie wygonisz, daj mi wyjaśnić –
powiedziała lękliwym głosem.
W trakcie jej
opowieści czuł się jak w trakcie swojej pierwszej przejażdżki na miotle. Jego
stan od przerażenia zmienił się w szok, a potem w niesłychaną radość. Okazało się, że nie tylko
on miał koszmary. Ona też je miała, tylko że w jej snach zmieniali się oni
miejscami. To Draco umierał i przechodził kolejne katusze. Granger opowiedziała
chłopakowi o swojej wizycie u terapeutki, co prawda Malfoy nie zapytał o jej
nazwisko, ale był prawie pewny, że była to ta sama kobieta, którą ten dzisiaj
odwiedził.
– Malfoy… Czy pozwolisz mi dzisiaj
tu nocować? Rozumiem, że możesz brzydzić się spać ze mną w jednym łóżku,
dlatego ulokuję się na podłodze – przerwał jej w pół słowa.
– Kładź się, Granger. – W momencie
wypowiadania tych słów, Draco delikatnie objął dziewczynę w pasie i położył ją
koło siebie na łóżku.
Młody czarodziej
nie przejmował się tym, że oboje są w ubraniach ani tym, że łamie wszelkie
granice, które kiedyś sobie postawił. W tamtym momencie liczyło się tylko to,
że ona była obok. Ona czuła to samo.
Oboje szybko
zasnęli. On wtulił swoją twarz w jej włosy, a ona kurczowo przytrzymywała rękę,
którą obejmował ją w pasie. Chcieli czuć swoją obecność, chcieli przestać się
bać o siebie nawzajem i im się to udało. Tej nocy zasnęli razem i razem też się
obudzili. Ta noc minęła im bardzo szybko – ale co ważniejsze – nie śniły im się
koszmary, nie obudzili się z krzykiem na ustach.
Nie wiedzieli,
co ich połączyło czy była to miłość, przywiązanie, a może inna niezidentyfikowana
więź, ale wiedzieli jedno. Wiedzieli, że potrzebują siebie nawzajem, a tej
potrzeby nie mogli zignorować, choćby bardzo tego chcieli.
__________________________________________
A więc przychodzę do Was z kolejnym opowiadaniem. Tym razem jest to Dramione, które szczególnie ostatnio pochłania moje myśli. Mam nadzieję, że przypadnie ono Wam do gustu.
Ooooo ✨
OdpowiedzUsuń