– Jak się masz?
– Nigdy nie było lepiej.
Guzmadia (Nadia
& Guzman)
Nieprzytomnym
wzrokiem patrzył w przezroczystą taflę wody. Nigdy nie czuł takiej pustki i
szczęścia jednocześnie. Nie wiedział, co się z nim dzieje i dlaczego to się z
nim dzieje. Szukał jakiegoś powodu, wyjaśnienia tej sytuacji, ale choć bardzo
się starał, nie potrafił. Gdy próbował sobie przypomnieć dzień, w którym się w
niej zakochał, gubił się w zeznaniach. Może kochał ją od zawsze, a te uczucie
niechęci było jedynie reakcją obronną? Może nie był gotowy, aby się zakochać,
więc próbował uciec od tych emocji?
Była tu…
Zaledwie kilka dni temu, a on przypominając sobie ten moment, pamiętał każdy
szczegół. Wiedział jaki kolor miała jej chusta, jak zachowywały się jej włosy,
ale najbardziej w pamięci utkwił mu jej wzrok. Pierwszy raz poczuł, że ktoś
patrzy naprawdę na niego i widzi to, co chce zobaczyć. Mógł zrobić z nią wtedy
dosłownie wszystko, mógł ją przygarnąć do siebie, a potem żarliwie całować, ale
coś go wtedy hamowało. Nie chodziło wtedy o niego, ale o nią. Nie chciał jej
zranić, nie chciał, żeby czegokolwiek żałowała, gdyż wiedział, że dziewczyna
nie była do końca świadoma swoich czynów. A może właśnie wtedy oddał jej na
tacy swoje serce?
Tego dnia
poczuł, że wreszcie jest sobą, że nikogo nie udaje. Dla niego to był prawdziwy
przełom, ale bał się, że ona nie poczuła tego samego, że jego uczucia pozostaną
nieodwzajemnione. Nie chciał ryzykować, ale jednocześnie nie chciał stracić
żadnej okazji na szczęście. Obiecał sobie, że coś zrobi, że zadziała, że się
nie podda, że zawalczy. Ale po jego głowie cały czas krążyły pesymistyczne
myśli, przecież on nadal był tym samym Guzmanem, którego przyłapała z Lu w
szkolnej toalecie. Nie wierzył, że człowiek potrafi się zmienić z dnia na dzień
– albo ktoś jest z natury dobry, albo zły. A może on zawsze był tym dobrym, ale
tego nie dostrzegał? Wtedy jeszcze nie wiedział, że ona widziała w nim te
pozytywne cechy, że pozwoliła sobie na zrozumienie jego serca.
Delikatnym
ruchem dotknął palcem szklanej tafli. Woda orzeźwiła jego spojrzenie i skłoniła
go do zastanowienia się nad światem, który go otacza. Już wiedział, że musi
zaryzykować, bo groźba złamanego serca była niczym przy możliwym szczęśliwym
zakończeniu. Miał ochotę biec co sił w nogach i dostać się do sklepu jej
rodziców, w którym pracowała. Chciał ją zobaczyć, przygarnąć do siebie, ale
wiedział, że to nie odpowiedni czas, zła pora. Musiał się zastanowić, co
zrobić, aby zrozumiała siłę jego uczuć, dała mu szansę albo chociaż nie
skreśliła na starcie. Nigdy nie był typem długodystansowca, ale wiedział, że
dla niej może przebiec kilometry i wspiąć się na najwyższe górskie szczyty. Ją
można było kochać lub nienawidzić, a on już wiedział, że nienawidzić jej nie
potrafi.
Zwinnym ruchem
wstał ze swojego miejsca i rozciągnął się ociężale. Zastanawiał się czy nie
wskoczyć do wody, tym samym zapominając o problemach, ale zrezygnował. Jego
serce biło, ale każde jego uderzenie przypominało mu, dla kogo one bije. Nigdy
się tak nie czuł i nigdy nie sądził, że kiedykolwiek pozna siłę tego uczucia –
siłę niepewności, niezdecydowania, strachu przed odrzuceniem, siłę prawdziwej miłości.
A może to wcale
nie był zły czas? A może to ten moment powinien wykorzystać, aby wykrzyczeć
całemu światu, że ją… Ale jak miał to zrobić, jeśli sam przed sobą nie potrafił
się do tego przyznać? Nie potrafił spojrzeć w lustro i powiedzieć tego głośno.
Skierował się do
drzwi, aby po chwili znaleźć się w dużym salonie. Było już bardzo późno, a jego
ostatnie rozważania nie pomagały mu w trzeźwej ocenie sytuacji. Nie mógł
uwierzyć, że widzi ją, że Nadia siedzi na białej kanapie i tępo wpatruje się w
ścianę. Chciał dotknąć jej twarzy, włosów, aby upewnić się, że tu jest, ale nie
mógł, a w rzeczywistości nie chciał tego robić. Obawiał się tego, że dziewczyna
zniknie.
Guzman skierował
swoje kroki w jej stronę i nie patrząc na nią, usiadł obok na kanapie. Ciało
Nadii gwałtownie zareagowało na ten gest. Miał wrażenie, że każda komórka ciała
dziewczyny spina się i pragnie uciec jak najdalej, a on…
– Cześć, co ty tu robisz? – szepnął, aby
jej nie spłoszyć.
– Marina mnie zaprosiła, miałyśmy
obejrzeć jakiś film, ale jeszcze nie zeszła z góry.
Spojrzał na nią
kątem oka. Coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że tej dziewczyny w
istocie tu nie ma. Jego siostra wyszła z domu dwie godziny temu i nie
zapowiadało się na to, żeby miała zamiar szybko wrócić. Co prawda, możliwe było
też to, że Nadia pomyliła datę lub sama Marina zapomniała o spotkaniu, ale coś
mu się nadal nie zgadzało.
– Kto cię wpuścił do środka? – Spojrzała
na niego zszokowana, nie wiedząc jak ma zareagować na to pytanie, ale
postanowiła powiedzieć mu prawdę.
– Twoja mama, ale nie zdążyła nic mi
powiedzieć, bo gdzieś się śpieszyła.
– Miała mieć dziś ważne spotkanie –
rzucił w przestrzeń.
Przez długi czas
siedzieli w ciszy. Nagle stracił całą odwagę, jaką miał jeszcze przed chwilą.
Nie wiedział jak się przy niej zachować, bo nie wiedział też czy ona naprawdę
siedzi koło niego. Zaczerpnął głęboki oddech, czuł, że pocą mu się dłonie, a
oddech natychmiastowo przyspieszył. Sam nie wiedział czy jest do tego zdolny,
ale znał siebie na tyle dobrze, by czuć, że jeśli nie zaryzykuje teraz, to nie
zrobi tego już nigdy.
– Nadia… – spojrzała na niego swoimi
dużymi oczami – muszę ci coś powiedzieć.
– Tak? – Jej brew podniosła się
delikatnie do góry, co wywołało uśmiech na jego twarzy.
– Lubię cię, naprawdę bardzo cię lubię.
Na jej twarzy
pojawił się delikatny, a wręcz rozmarzony uśmiech. Przez moment zastanawiała
się jak ma zareagować na to wyznanie i sama też próbowała zrozumieć własne
uczucia. Nie potrafiła mu patrzeć w oczy, nie wtedy gdy jego wzrok przeszywał
ją na wylot i powodował zawroty głowy – tak też było i tym razem. Próbowała
wsłuchać się w bicie swojego serca, które zazwyczaj podpowiadało jej właściwie,
ale teraz nie potrafiła usłyszeć jego bicia. Nadia miała wrażenie, że czas się
zatrzymał, że tkwi w dużej mydlanej bańce, która pryśnie, gdy tylko się ruszy
albo coś powie.
– Pamiętasz naszą pierwszą rozmowę? Tą
przy szafkach, gdy mówiłeś, że cieszysz się na mój widok? – niepewnie pokiwał
głową – Zadałam ci wtedy pytanie, co prawda w innej intencji niż teraz, ale
zrobiłam to, a teraz pytam ponownie. Zostaniesz ze mną cały dzień? Albo inaczej
czy zostaniesz ze mną na zawsze?
Wziął ją w swoje
ramiona, nie chcąc nigdy wypuścić. Jakby targany gorączką zaczął potakiwać i
składać gorące zapewnienia wierności, ale ona delikatnie wysunęła się z jego
ciepłego uścisku.
– To nie jest żadna deklaracja, Guzman.
Daj mi trochę czasu, abym mogła zrozumieć to, co wydarzyło się tutaj i co
wydarzy się w kolejnych dniach.
– Na ciebie mogę czekać wiecznie, bo
wiem, że jest na co.
Chłopak spojrzał
dziewczynie w oczy i złożył delikatny pocałunek na jej czole. Nadal miał
szansę, która nie zniknęła w mroku żalu i odrzucenia, a tą szansą była ona, a także możliwość spędzenia przyszłości – może nawet wieczności – przy niej, w jej
ramionach.
______________________________________________
Hej wszystkim!
Muszę przyznać, że dawno mnie tu nie było, ale powód jaki i wyjaśnienia są proste. To były ciężkie trzy lata nauki w liceum ukończone napisaniem matury. Postanowiłam trochę przebranżowić tą stronkę. Będą pojawiać się na niej nie tylko opowiadania o Violetcie, ale także o innych parach, które są bliskie mi, a także wam. Liczę na waszą kreatywność i żywą dyskusję pod postami. Co prawda zamówienia w zakładce dawno nie były realizowane, ale postaram się to jakoś nadrobić.
Miłego dnia wszystkim!
Justyna ♥
❤️
OdpowiedzUsuńxxx
OdpowiedzUsuń