Przejdź do głównej zawartości

[21] Femi "Na zawsze"



Staram się żyć chwilą, 
nie myśleć co będzie później, 
bo wiem, że będzie lepiej...
Podobny obraz
Femi (Camila & Federico)

„Ty już umarłeś? Ach! ja się boję
Czego się boję, mego Jasieńka?
Ach, to on! lica twoje, oczki twoje!
Twoja biała sukienka!”

   Stała nad grobem swojego ukochanego. Nie rozumiała, czemu musiał umrzeć. Był taki młody. Jeszcze niedawno w jego oczach widziała wesołe iskierki, a niesforne kosmyki włosów swobodnie opadały na blade czoło. Kochał się uśmiechać i całować ją w prawy, zawsze zarumieniony policzek. Straciła go dwa lata temu, ale nadal nie potrafiła się z tym pogodzić. Może nie chciała?
   Byli ze sobą trzy lata, to właśnie z nim przeżyła najwspanialsze chwile swojego życia. Po jego odejściu na jej twarzy nie zagościł nigdy uśmiech. Ludzie nie widzieli w niej tej samej kobiety, zmieniła się. Każdego dnia umierała kolejna część jej duszy. Widziała go we wszystkim. Nie mogła spoglądać na ławkę w parku, na której zawsze siadali, bo przed oczami stawała jego twarz. Gdy piła ciepły napój, przypominała sobie, że zawsze przyrządzał go najlepiej. Był wszędzie, a ona nie potrafiła przyzwyczaić się do jego  braku. Od tamtej pory przygotowywała dwa nakrycia, liczyła, że pewnego dnia przekroczy próg jej domu i przeprosi, że zniknął na tak długo.
- Dlaczego musiałeś mnie zostawić? – zapytała ze smutkiem w oczach, po jej policzku spłynęła pojedyncza łza.
   Nie spodziewała się odpowiedzi, wiedziała, że jej nie otrzyma. Mimo wszystko rozumiała, że to nie była jego wina. Chorował, długo walczył, ale już po prostu nie mógł. Chciała wymazać ten dzień z pamięci, ich ostatnie pożegnanie.

***

„I sam ty biały jak chusta,
Zimny, jakie zimne dłonie!
Tutaj połóż, tu na łonie,
Przyciśnij mnie, do ust usta!”

   Zawołał ją do siebie, leżał na szpitalnym łóżku. Tamtego dnia jego twarz była bardzo blada, a oczy straciły dawny blask. Kazał jej usiąść obok siebie i delikatnie złapał ją za dłoń. Wiedział, że zaraz nastąpi koniec, ale zanim zdążył coś powiedzieć, drżącym głosem wyszeptała.
- Nie zostawiaj mnie. Proszę, Fede. – Przyjrzał się dziewczynie, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.     
- Ja nadal tu będę. – Przyłożył swoją dłoń do jej serca. – Jeszcze się spotkamy, obiecuję.
   Płakała, wylała hektolitry łez, ale on nie widział w swojej śmierci nic strasznego. Musiał się już z tym pogodzić, ale ona nie mogła. Osoba, którą kochała, była dla niej wszystkim, miała ją zostawić. Zamknąć oczy i nigdy więcej się nie obudzić. Nigdy nie była na pogrzebie, ludzie umierali, ale ona nie czuła wewnętrznej potrzeby, by być wśród swojej rodziny na cmentarzu. Gdy rodzice, mówili by, pojechała z nimi, zbywała ich jednym zdaniem: „Mamo, tato oni już nie wrócą”.
- Wiesz, czego boję się najbardziej? – zapytał, a ona zaprzeczyła ruchem głowy. – Nie chcę byś przeze mnie cierpiała. Mogłabyś mi coś przyrzec?  
- Tak. – Z jej oczu płynęły łzy, których nie mogła powstrzymać. – Fede, ja cię tracę – wyszeptała.
- Nie zapomnisz o mnie, prawda? Czy nadal będę twoim księciem z bajki? Ja walczyłem tylko dla ciebie. – Pierwszy raz zobaczyła, jak płacze.
- Ja i ty, pamiętasz? Pomimo wszystkich trudności… Razem na zawsze, kochany. Mamy dużo czasu.
   Ścisnęła mocniej jego dłoń i przytuliła do klatki piersiowej chłopaka. Dopiero po chwili odważyła się spojrzeć mu w oczy. Pod wpływem chwili złączyła ich usta w czułym pocałunku. Przekazała w nim wszystkie uczucia, które ją przygniatały. Ból, cierpienie, miłość i olbrzymi gniew. Była zła nie tylko na swojego ukochanego, ale też na siebie. Żałowała, że nie dała z siebie więcej. Obwiniała się, zadawała sobie tysiące pytań: „Dlaczego mnie nie wysłuchałeś, Boże? Czemu mi go odbierasz? Czy mogłam temu jakoś zapobiec?”.
   Oderwała się od niego, a on spojrzał na nią swoim pokrzepiającym spojrzeniem. Musnął swoimi wargami jej czoło, zadrżała. Zawsze tak reagowała na jego czuły dotyk. Nigdy nie sądziła, że znajdzie sobie kogoś, kto pokocha ją za to, kim jest. On właśnie taki był. Czasem wydawało jej się, że docenia jej wady bardziej niż zalety.
- Cami, na mnie już pora – wyszeptał. – Kocham cię.
   Spojrzała na niego ze zdziwieniem w oczach. Zawsze obdarzał ją czułymi słówkami, mówił, że razem będą na wieki, ale nigdy nie powiedział jej, że ją kocha. To było niedorzeczne. Wiedziała, że nie zapomni, chciała, by powtórzył te dwa słowa. Jednak nie zdążył. Szpitalna aparatura zaczęła wydawać swój specyficzny dźwięk. Dziewczyna krzyczała, by nie odchodził.
- Nie zostawiaj mnie! Rozumiesz? Ja ciebie kocham! – Upadła na kolana i schowała twarz w dłoniach.
   Do pomieszczenia wpadła gromada lekarzy, widziała defibrylator, który co kilka chwil stykał się z klatką piersiową młodzieńca. Jedna z pielęgniarek wyprowadziła ją na zewnątrz, obiecywała, że go uratują, ale jej słowa nie uspokoiły Camili. Jednak wszystkie prośby były daremne. Nie pomogły. Płakała, modliła się do Boga, by to był tylko sen.
- Zrobię wszystko, tylko niech przeżyje – wyszlochała. Zobaczyła, że obok niej siedzi mama jej narzeczonego.
   Ona też płakała. Była ubrana w siwy sweter, który tak bardzo przypominał kolor jej włosów. Od poznania diagnozy nie wychodziła ze szpitala. Jej syn, największy skarb, umierał, był chory na raka. Miał dwadzieścia dwa lata, jego mama czterdzieści. Zaszła w ciąża jako osiemnastolatka, nikomu nie powiedziała, kim był ojciec dziecka. Została samotną matką, ale radziła sobie bardzo dobrze. Pracowała w biurze jako sekretarka. Teraz traciła jedynego syna.
   Po chwili na korytarzu pojawił się siwy mężczyzna, który był ubrany w szpitalny fartuch. Gdy kobiety zobaczyły go przed salą, zerwały się z miejsca. Liczyły na cud. Trzymały się złudnej nadziei, że wszystko będzie dobrze. Problemy miały zniknąć jak za sprawą czarodziejskiej różdżki, ale to nie było takie łatwe.
- Próbowaliśmy wszystkiego, przykro mi – powiedział, a jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
- Pan żartuje, tak? On żyje, a to zwykły kawał, prawda? – Camila wybuchnęła histerycznym śmiechem. – To jakiś idiotyczny sen, mnie tu nie ma, śpię w swoim łóżku.
   Lekarz nie zareagował, odszedł, a ona nawet nie wiedziała, w którą stronę. Weszła do sali, pielęgniarki krążyły wokół Federico i nikt zdawał się nie zauważać dwudziestolatki. Chwiejnym krokiem podeszła do ciała. Gdy dotknęła jego dłoni, zadrżała. Nigdy nie sądziła, że ktoś może być tak zimny. Opuszkami palców dotknęła jego warg, nie zareagował, a ona uświadomiła sobie, że to nie był sen. Brutalna rzeczywistość sprowadziła ją na ziemię. Schowała twarz w dłoniach.
- Fede, mówiłeś, że zawsze przy mnie będzie, pamiętasz? Będziesz się o mnie troszczyć i przyglądać z góry. Mam nadzieję, że to co teraz powiem, usłyszysz i zapamiętasz. Kocham cię i nigdy o tobie nie zapomnę. Przede mną jeszcze długie lata, ale wiedz, że te najpiękniejsze spędziłam właśnie z tobą. – Delikatnie go pocałowała, ten ostatni raz.

***
„Ach, jak tam zimno musi być w grobie!
Umarłeś! Tak, dwa lata!
Weź mię, ja umrę przy tobie,
Nie lubię świata.”

   Pogoda diametralnie się zmieniła. Słońce pojawiło się na niebie, a jego ciepłe promienie grzały bladą skórę kobiety. Minęły dwa lata. Zrozumiała, że jest gotowa czekać całe swoje życie, by tylko zobaczyć jego twarz. Uświadomiła sobie, że on nie chciałby płaczu i rozpamiętywania. On pragnął jej szczęścia.
- Nie bywałam tutaj zbyt często. Nie potrafiłam pogodzić się z twoim odejściem Jednak muszę ci opowiedzieć o tym, jak radziłam sobie bez ciebie. Tylko prawda, bez kłamstw i upiększania. Jestem sama, nikogo sobie nie znalazłam. Dobrze mi z tym, nie chcę się pakować w związek, z którego i tak nic by nie wyniknęło. Nadal o tobie pamiętam. Próbowałam nawet rozmów z psychologiem. Rozumiesz? Ja i terapeuta, to zadziwiające. To też nie pomogło, a z każdym dniem moja depresja rosła. Pamiętasz Fran? Kazała mi zastosować jedną ze swoich metod. Miałam napisać do ciebie list i opisać w nim moje uczucia. Pewnego dnia usiadłam przy białej kartce i wzięłam do ręki długopis. Nie wiem jak to zrobiłam, ale po chwili cała kartka była zajęta. Poskarżyłam się, że twoja mama obwinia mnie za twoją śmierć. Wiem, że to moja wina, ale z jej ust… Nie mogę już tego słuchać. Ona mnie znienawidziła. Nadal studiuję, ale moje wyniki spadły. To nie jest teraz ważne. Gdy pisałam ten list, płakałam. Opisałam moje sny. Śniłam o nas, o naszym spotkaniu. Byliśmy na łące, a na ziemi leżał piknikowy koszyk. Podeszłam do ciebie i zarzuciłam dłonie na twoją szyję. Przyciągnąłeś mnie do siebie i złożyłeś na moich ustach delikatny pocałunek. Oderwałam się od twoich warg, a ty zniknąłeś. Dopiero wtedy rozumiałam, że to był sen… tylko sen. Powtarzał się kilka razy, ale nigdy nie zdążyłam powiedzieć ci, że nigdy nie przestanę cię kochać. Na zawsze, Fede. Jesteś moim małym uzależnieniem, którego nie chcę się pozbyć. Pierwsza i ostatnia miłość. O takiej nigdy się nie zapomina.
   Rozejrzała się, cmentarz zapełniał się nieznanymi jej osobami. Federico został pochowany w swojej rodzinnej parafii, która była oddalona od niej o sto kilometrów. Na pogrzebie było mnóstwo ludzi, niektórych znała z uczelni, a resztę widziała pierwszy raz na oczy.

„Źle mnie w złych ludzi tłumie,
Płaczę, a oni szydzą;
Mówię, nikt nie rozumie;
Widzę, oni nie widzą!”

- Jesteś i będziesz dla mnie wszystkim. Kocham cię, Fede – powiedziała, a para przechodząca obok spojrzała na nią jak na wariatkę.
   Usłyszała ciche śmiechy, rozmowa dotyczyła jej osoby, ale wtedy się tym nie przejęła. Przypadkiem spotkani ludzie nazywali ją obłąkaną dziwaczką, która może być zagrożeniem dla siebie i innych. Mężczyzna w kolorowym szaliku uznał, że Camila to kobieta chora psychicznie. Dopiero po chwili zauważyła, że za parą pospiesznie idzie dziewczynka, której wcześniej nie zauważyła.
- Ona nie jest dziwna. – Rudowłosa zagrodziła rodzicom drogę, a drobną rączką wskazała na Cami. – Ona jest smutna. Ja też często rozmawiam sama ze sobą. Według was jestem nienormalna? – zapytała.
   Przynajmniej ona mnie rozumie, pomyślała i uśmiechnęła się w stronę dziewczynki. Mała osóbka z uśmiechem wymalowanym na twarzy właśnie szła w jej stronę i podśpiewywała melodię z serialu dla dzieci.
- Dzień dobry, jestem Violetta, ale wszyscy mówią do mnie Vi. Chciałabym bardzo przeprosić za moich rodziców, ale oni nie rozumieją co to znaczy kogoś stracić – wyszeptała cicho, by nie usłyszał nikt oprócz Cami. – Wie pani, co?
- Tak? – zapytała zaskoczona, nie sądziła, że rudowłosa może ją zrozumieć, była przecież taka malutka.
- Niedawno straciłam mojego najlepszego przyjaciela. Wabił się Rocky był to mały szczeniaczek, który zawsze poprawiał mi humor. To ja wyprowadzałam go na spacer, spędzałam z nim wolne popołudnia i najbardziej cierpiałam po jego odejściu. Moi rodzice… uważali, że to niepotrzebny ciężar, cieszyli się, gdy dowiedzieli się o jego śmierci. – Spojrzała na nią smutno. – Poradzi sobie pani  – dodała po chwili.
   Camila uśmiechnęła się delikatnie do dziewczynki i pożegnała się z nią. Ostatni raz spojrzała na pomnik swojego ukochanego. Zastanawiała się, czy spotkanie z małą Vi, było zaplanowane przez Fede? Nigdy nie natknęła się na nikogo, która mogła i chciała zrozumieć jej uczucia.
- Miałeś rację, nie mogę być wiecznie nieszczęśliwa – powiedziała i odwróciła się, by odejść.
   Musiała rozpocząć nowy rozdział w swoim życiu. Ona wiedziała, że jej ukochany zawsze przy niej będzie, że dzięki niemu przetrwa kolejne lata. On wspierał ją, mimo że umarł dwa lata temu. Nie musiała go widzieć, ona to czuła. To co materialne nigdy nie powinno być dla nas ważniejsze, niż nasze uczucia. W przyszłości możemy zostać słynnymi naukowcami, którzy kierują się w życiu jedynie logiką. Jednak jest też drugie rozwiązanie. Możemy zostać myślicielami, marzycielami. Camila to wiedziała i podjęła już decyzję. W swoim życiu kierowała się dewizą:

„Czucie i wiara silniej mówi do mnie
Niż mędrca szkiełko i oko.”


Komentarze

  1. Bosze, jak tu dawno nikogo nie było! Następny, genialny one shot. Nwm czy mnie pamiętasz, Ola Duliban ;) Nic się tu nie zmieniło! Mam nadzieję, że będziecie tu więcej aktywne. Pozdrawiam !!!!!!!! <33

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

[22] Guzmadia "Na ciebie mogę czekać wiecznie"

                                                                 –   Jak się masz? –   Nigdy nie było lepiej. Guzmadia (Nadia & Guzman) Nieprzytomnym wzrokiem patrzył w przezroczystą taflę wody. Nigdy nie czuł takiej pustki i szczęścia jednocześnie. Nie wiedział, co się z nim dzieje i dlaczego to się z nim dzieje. Szukał jakiegoś powodu, wyjaśnienia tej sytuacji, ale choć bardzo się starał, nie potrafił. Gdy próbował sobie przypomnieć dzień, w którym się w niej zakochał, gubił się w zeznaniach. Może kochał ją od zawsze, a te uczucie niechęci było jedynie reakcją obronną? Może nie był gotowy, aby się zakochać, więc próbował uciec od tych emocji? Była tu… Zaledwie kilka dni temu, a on przypominając sobie ten moment, pamiętał każdy szczegół. Wiedział jaki kolor miała jej chusta, jak zachowywały się jej włosy, ale najbardziej w pamięci utkwił mu jej wzrok. Pierwszy raz poczuł, że ktoś patrzy naprawdę na niego i

[23] Dramione "Kładź się, Granger"

„(…) ludzie mają wrodzony talent do wybierania właśnie tego, co dla nich najgorsze”   Dramione (Hermiona & Draco) Przez całe życie wpajano mu poglądy, które definiowały jego osobę, jednocześnie pozbawiając go własnego ja. W pewnym momencie zapomniał o tym, kim jest w rzeczywistości i granie kogoś innego przychodziło mu z łatwością. Gdyby ktokolwiek powiedział mu, że czarne jest białym, uwierzyłby. Czuł się jak manekin, szmaciana lalka, którą ktoś kieruje, ciągnąc za niewidzialne sznurki. Chciał uciec z tego teatru kukiełek, ale bał się. Bał się, ale to nie jego rodzice napawali go lękiem, lecz świat, w którego zrozumienie nie wierzył. Bo kto uwierzyłby w to, że śmierciożerca nie wierzy w potęgę Lorda Voldemorta i jedyne czego chce, to uwolnić się spod jego władzy? Ale teraz to był koniec… Czarny Pan został pokonany, a więc czemu   Draco nie potrafił się teraz tym cieszyć? Czemu budził się z krzykiem? Jednak nie to niepokoiło go najbardziej, ponieważ szybko przywykł

[Zamówienie 19] Leomiła "Pośród fal" cz.1

Nie ma nic gorszego, niż ludzie,  którzy próbują stać się kimś,  kim nigdy nie będą... Leomiła (Leon & Ludmiła) Uwagi: +18, Happy End Dedykacja: Dla was wszystkich    Wbiegł do domu. Zdjął swój brązowy, skórzany płaszcz i zawiesił go na wieszaku. Nie sądził, że wydarzenia z poprzedniego lata będą się zanim ciągnęły do tej pory. Tego wszystkiego było dla niego za dużo. Miał już tego dość. Każdy jego krok śledziło stado fotoreporterów. Gdyby mógł, zamknąłby im wszystkim usta. Chciał zapomnieć o tym słonecznym lecie, podczas którego jego życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Pragnął wymazać to wspomnienie z pamięci, tylko ten jeden dzień. Sława nie była dla niego, przygniatała go.    Udał się do kuchni. Zaparzył sobie herbatę i z kubkiem gorącego napoju usiadł na skórzanej kanapie. Kiedyś przesiadywał na niej godzinami, ale to minęło. Teraz nie miał na to tyle czasu. Jego wzrok padł na lustro. Ujrzał w nim mężczyznę, który nie chciał już żyć, miał doś