Musimy pokazać, kim jesteśmy...
Fande (Candelaria & Facundo)
Uwagi: Słodki, mocno miłosny
Dedykacja: Dla fanek Fande
Jej śmiech roznosił się dookoła, od zawsze zawsze lubił gdy się śmiała, uwielbiał patrzeć na jej roześmianą buzię, na jej błyskające radością oczy, na słodko marszczący się nosek, obsypany drobnymi piegami, które dodawały jej uroku.
-Facundo! Rusz dupsko! Nie będę wszystkiego robić sama!-krzyknęła na niego głośno.
I jej niewyparzony język, uwielbiał ją po prostu!
-Jeszcze sobie zedrzesz te piękne gardełko, Cande! On dzisiaj jest jakiś nieprzytomny! Może się zakochał-szepnął jej na ucho.
Jego humor od razu się zmienił, był zazdrosny, Igor był stanowczo za blisko Candelarii.
Wstał i podszedł do niej zabierając wiaderko z jej ręki.
-To w kim się zakochałeś?-zapytała zaplątując włosy w kucyka.
Włosy-to też w niej uwielbiał, te których ona tak bardzo nienawidziła, właściwie trudno się dziwić, odkąd pamiętał wszyscy zawsze docinali jej z tego powodu. Ona mimo wszystko zawsze sobie radziła, była odporna na te wszystkie zaczepki, pamiętał jak kiedyś pobiła się z jednym kolegą, została zawieszona w prawach ucznia na kilka dni. Zaśmiał się lubił wspominać te czasy.-Z czego się tak śmiejesz? Nie powiesz mi, kto ci się podoba?
Westchnął.
-Nikt mi się nie podoba, przypomniało mi się jak przywaliłaś temu swojemu wielbicielowi, z czasów szkolnych.-zaśmiała się.
-Nie masz co robić? Chodź nakarmimy psy, bo się nie doczekają z tymi twoimi ruchami.
-Bardzo śmieszne. Idziemy
-Chyba zostanę dzisiaj u Ciebie na noc.-stwierdziła przeciągając się na sofie.
-Ależ, oczywiście. Proszę bardzo! Obejrzymy jakiś film?
-Dobrze, ale ja wybieram.-przechwyciła pilota i zaczęła przerzucać kanały. Chłopak wstał i skierował się do kuchni zrobić kolację. Po chwili wrócił podsuwając jej talerz z jedzeniem. Dziewczyna wzięła kawałek sałatki do ust.
-Twoja żona będzie miała z Tobą marne życie, jak tak będziesz gotować.-powiedziała zadziornie.
-Przyzwyczaisz się.-powiedział wbrew swojej woli, dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona.
-Że, co proszę?-nie wiedział co powiedzieć, zastygł w bezruchu.
-Co powiedziałeś?-powtórzyła kładąc nacisk na te słowa.
-Chcesz wiedzieć co powiedziałem? Proszę bardzo. Kocham cię-powiedział i ją pocałował.
Najpierw nie reagowała, nie wiedziała co robić. On ją całował, a ona była jak posąg. Dopiero później zaczęła odwzajemniać pocałunki, zarzuciła mu ręce na szyję i pozwoliła mu się na niej położyć. Było jej tak dobrze.
-A jednak w kimś się zakochałeś-roześmiała się.
-Tak, w tobie-musnął jej usta swoimi.
-Jak długo?-zapytała śmiejąc się życzliwie.
-Chyba od zawsze.-przyznał, całując jej delikatny policzek.
-Nigdy nie myślałam, że taki ktoś jak ty może pokochać taką osobę jak ja. Samo to, że się przyjaźniliśmy było dziwne...
-Co w tym dziwnego?
-Popatrz, ja jestem zwykłą, biedną dziewczyną. Nie mam w sobie nic wyjątkowego, jestem przeciętna i do tego brzydka. A Ty? Ty jesteś przystojny, wszystkie dziewczyny się za Tobą oglądają. Jesteś bogaty, mądry, przystojny...-obróciła się w jego stronę.
-Nie jesteś przeciętna, jesteś niezwykła. Masz olbrzymie serce i tylko to się liczy. Wiesz co kocham w tobie najbardziej?
-Nie wiem co w ogóle można we mnie kochać-przerwał jej.
-Masz złoty charakter zrobisz wszystko, by inni byli szczęśliwi, nie patrzysz na siebie, obchodzą cię tylko inni.
-Kocham cię-szepnęła cicho.
-Mogłabyś powtórzyć, bo nie usłyszałem-roześmiał się.
-Kocham cię-powtórzyła uderzając go lekko w ramię, a później go pocałowała.
-Po za tym świetnie całujesz-szepnął wprost do jej ucha. Zachichotała.-Jesteś też piękna.
-Proszę Cię, nie żartuj!
-Cande!-spojrzał na nią czule.-Na prawdę. Uwielbiam w tobie wszystko.-obdarowała go zirytowanym spojrzeniem.
-Na serio! Nawet nie wiesz, ilu facetom się podobasz. Trudno mi to mówić, ale wiesz ile razy byłem o ciebie zazdrosny? Widziałem jak faceci pożerają cię wzrokiem.
-Co?-zapytała śmiejąc się.-Nie zmyślasz?
-Nie. Twoje rude, tętniące życiem włosy, twoje piękne, duże, głębokie oczy. Te słodkie piegi i uroczy nosek.
-Na prawdę?-zapytała cicho. Jej policzki pokryły się lekko różową barwą, gdy się zorientowała odwróciła głowę w drugą stronę.
-Cande... no nie wierzę.-uśmiechnął się szeroko.-Rumienisz się, ty?-odwrócił jej twarz w swoją stronę. Uśmiechnęła się nie śmiało, było jej strasznie głupio.-Najpiękniejsza...-wyszeptał.
-Przestań, tak mi głupio...
Zaśmiał się, wpatrywał się w nią jak zaczarowany, bardzo mu się podobała. Rumieńce dodawały jej uroku.
-Ależ, Cande nie masz się czego wstydzić. Jesteś słodka.
-Kto powiedział, że się wstydzę?-zapytała zakładając ręce na piersi. Była skrępowana tą całą sytuacją, nienawidziła okazywać swoich uczuć, swojej wrażliwości.
-Jesteś na prawdę urocza. -szepnął i pocałował delikatnie jej usta.
Nagle drzwi się otworzyły, a do pokoju wpadł Igor. Cande i Facundo oderwali się od siebie jak oparzeni. Nie spodziewali się go o tej porze, było bardzo późno, a on się tu zjawił. Nie wiedzieli dlaczego się tu pojawił.
-Wiedziałem, że cię tu znajdę Cande. Uprowadzono je-wykrzyczał wściekły i uderzył pięścią w ścianę.-Miałem dyżur jak zwykle, zabrali je, a ja tego nie zauważyłem..
Cande wstała i położyła dłoń na jego ramieniu.
-Igor, nie denerwuj się, powoli. Co się stało?
-Uprowadzili psy-tyle wystarczyło, już wszystko było jasne.
Na twarz dziewczyny wstąpiła wściekłość. Zaczęła chodzić w tą i z powrotem po pokoju. W głowie Candelarii tłoczyło się mnóstwo myśli. Zastanawiała się co zrobić.
-Dzwoniłeś po policję?-zapytała zdenerwowana.
-Powiedzieli, że mogą przyjechać dopiero jutro, więc zamknąłem schronisko i przybiegłem tutaj-do głowy rudowłosej wpadł nagle pomysł.
-Chodźcie, sami przeprowadzimy śledztwo-i wyszli.
Po kilku minutach znaleźli się na miejscu i zaczęli przeszukiwać cały budynek. Nagle Candelaria zauważyła papierek znajdujący się w jednym z końców. Podeszła do niego i chwyciła go w dwa palce. Nikt oprócz pracowników nie mógł przebywać u zwierząt bez ich pozwolenia.
Dziewczyna rozpoznała charakterystyczne opakowanie. Dziewczyna znała chłopaka, którego zawsze widziała z tym batonem. Rudowłosa już wiedziała kto uprowadził psy.
Wbiegli do mieszkania bruneta, włączyli światło. Candelaria miała rację. Na podłodze leżały psy, ich psy. Wściekła rudowłosa wbiegła do sypialni chłopaka zrzucając go z łóżka.
-Ty idioto! Jak mogłeś to zrobić?-krzyczała na niego.
Chłopak podrapał się zmieszany po głowie i spojrzał na nią niewinnie. Co miał powiedzieć? Bał się powiedzieć, że chciał, by zwróciła na niego chociaż raz uwagę. Nie mógł przecież powiedzieć, że się w niej zakochał.
-Jak ujęłaś jestem po prostu idiotą-stwierdził.-Dasz mi spać?
-Nie. Teraz pomożesz mi i chłopakom zaprowadzić je na swoje miejsce.
Rudowłosa chwyciła chłopaka za rękę i pociągnęła go do siebie, aż spadł z łóżka. Brunet podskoczył jak oparzony poprawiając swoją fryzurę.
-Dobra Canduś poczekaj, pójdę się przebrać i pójdziemy.
-Leon pośpieszy się nie mamy całego dnia.
Chłopak pognał do łazienki, a po chwili gotowy wyszedł z pomieszczenia znajdującego się po prawej stronie rudowłosej. Leon wyszedł i dopiero wtedy zauważył Facunda i Igora uporczywie wpatrujących się w niego. Brunet zauważył zaciśnięte pięści chłopaków, a następnie skierował swój wzrok na dziewczynę.
-Mogę jednego z nich zatrzymać?-Leon wziął małego pieska na ręce, a Cande pokiwała tylko głową.-Nazwę cię Cande-zwrócił się do psa, a Candelaria zachłysnęła się powietrzem.
-Idziemy!-zarządziła hardo, nadal nie wierzyła w to co usłyszała.
Leon rozdał wszystkim smycze, by pozostała trójka przypięła je do obroży kilku psów. Po kilku minutach wszystko było już gotowe. Wychodząc z budynku psy zaczęły szczekać, a sąsiedzi chłopaka obrzucili ich wyzwiskami. Niedługo potem byli na miejscu.
-Dlaczego to zrobiłeś?-zapytała siadając obok Leona.-Nie jesteś złym chłopakiem. Nie rozumiem.
-Nie wiem Cande, nie rozumiem co mną kierowało.-skłamał.-Przepraszam.-schylił głowę udawał, że jest mu przykro.
-Już w porządku.-powiedziała spokojnie i przytuliła chłopaka. Ucieszył się, objął ją mocno i nie miał ochoty puścić. Niestety temu wszystkiemu przyglądał się Facundo.
-Leon, zaprowadź te psy do klatki! Już nie ma Cię!
-Ale...
-Już.-po chwili wykonał polecenie chłopaka.
Facundo usiadł obok dziewczyny.
-Nie bądź dla niego taki wredny, nie chciał.
-Cande, jaka ty jesteś naiwna. Przecież on zrobił to specjalnie. Dlaczego go bronisz, podoba ci się?
-Co?-zapytała z niedowierzaniem.
-Czy ci się podoba?
-Jesteś idiotą!-złapała go za bluzkę i pocałowała, przymykając oczy, chciał na nią nakrzyczeć, ale nie potrafił, objął tylko jej twarz swoimi rękami i pogłębił pocałunek.
Jak zwykle ktoś musiał im przeszkodzić. Tym razem był to Leon. Chłopak przewrócił się o szczotkę stojącą w kącie uderzając głową o podłogę.
-Ałł-pomasował się po polewającym czole.
Candelaria podbiegła do chłopaka i pomogła mu wstać, a wściekły Facundo wyszedł ze schroniska głośno trzaskając drzwiami. Rudowłosej nagle przyszła do głowy pewna myśl.
-Leon... Czy to prawda, że zrobiłeś to specjalnie?-zapytała Cande przygryzając dolną wargę.
-A czy mi się podobasz?-odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Czyli nie?-próbowała uzyskać szczegółową odpowiedź, zaczęła się podnosić gdy nagle Leon przyciągnął ją do siebie.
Leon przycisnął ją do ziemi i zaczął namiętnie całować. Dziewczyna próbowała się od niego oderwać, ale on nie pozwalał się jej na to. Leon na chwilę uniósł się na łokciu i szepnął jej kilka słów do ucha.
-Czyli jednak tak.-Chłopak gwałtownym ruchem pociągnął ją za bluzkę.
-Leon, ty taki nie jesteś, proszę!
-Nigdy mnie nie widziałaś, tylko ten głupi Facundo. Nikt więcej!!
-Nie rób tego, proszę-szepnęła gdy zjechał dłońmi pod jej spódnicę.
-Co ty robisz?!-zapytał przybiegający Igor, pociągnął chłopaka od Candelarii, a ten uderzył głową o płot i po chwili uciekł.
-Cande...-zwrócił się do niej, w jej zapłakanych oczach ujrzał ogromny żal. Nie mógł patrzeć jak jego przyjaciółka cierpi.-Mogę cię przytulić?-zapytał cicho podchodząc do niej.
Rzuciła mu się na szyję z głośnym płaczem.
-Spokojnie, zawiozę Cię do domu. Tak?-pokiwała głową.
Igor wziął ją na ręce, pozwalając wypłakać jej się w swoją kraciastą koszulę. Po chwili doszli do samochodu stojącego na tyłach budynku, a chłopak położył rudowłosą na tylne siedzenia. Płacz Candelarii uderzał go prosto w serce, tak bardzo go bolało, że cierpiała.
Po chwili byli przed jej domem. Chłopak wyjął zapasowy klucz spod wycieraczki i włożył go do zamka, przekręcił go. Po wykonaniu tych czynności znaleźli się w środku. Igor posadził roztrzęsioną dziewczynę na kanapie w salonie, a sam udał się do kuchni.
-Chcesz gorącej czekolady?-zawołał z kuchni.
-Tak, poproszę.
Po chwili brunet podszedł dziewczyny z kubkiem napoju, a sam usiadł obok niej. Dziewczyna po lekkim wahaniu wtuliła się w niego. Igor pogładził ją po włosach, a po chwili wyciągnął z kieszeni telefon.
-Muszę do niego zadzwonić-powiedział następnie.
-Musisz?-zapytała ze smutkiem.-Jest późno, nie chcę go martwić.
-On cię kocha Cande. Musi wiedzieć-pocałował ją w czoło.
-Dobrze zadzwoń, ale pod jednym warunkiem. Zamkniesz drzwi, zabronisz mu przyjść i tu ze mną zastaniesz, dobrze?-poprosiła.
-Spoko Cande, załatwione.
Chłopaka wstał i po chwili zatelefonował do Facunda.
-Słuchaj, miałeś rację ten Leon to debil.
-Nie chodzi o Cande...
Po drugiej stronie ktoś się rozłączył. Dziewczyna już wiedziała, że on tutaj przyjdzie. Przecież też za to go kochała, za to bezwzględne oddanie. Poczuła jak łzy ponownie napływają do jej oczu.
Igor podszedł do niej powoli.
-Przepraszam...
-To nie twoja wina. Zostaw nas samych.
-Wolę poczekać na Facunda, muszę mieć pewność, że...-ostatnie słowa nie chciały przejść mu przez gardło.-że nic sobie nie zrobisz.
Odwróciła się w drugą stronę, nie mogła znieść myśli, że teraz wszyscy będą się nad nią użalać i traktować jak małe dziecko. Po kilku minutach rozległ się dzwonek do drzwi. Dziewczyna nie drgnęła. Igor otworzył drzwi, prowadząc go do pokoju obok. Chciał, żeby dziewczyna go nie usłyszała. niestety, ona usłyszała wszystko.
-O co chodzi? Czemu jesteś z Cande o tej porze? Dlaczego jest tu sama i jeszcze nie śpi? Po co do mnie dzwoniłeś? Dla..
-Zamknij się. Masz szczęście, że byłem wtedy w tym schronisku, gdyby nie ja, to ten idiota Leon by ją...-nie potrafił tego powiedzieć.
-Co? Co by jej zrobił?
-Zgwałcił by ją.-słowa jak wyrok, krążyły po jego umyśle, zataczając się w każdy skrawek jego ciała. Czuł jak jego głowie powtarzają się te słowa w kółko.
Dziewczyna czuła jak coraz bardziej pogłębia się w żalu, znowu płakała. Facundo się nie odzywał. Bała się, że nie będzie chciał z nią rozmawiać. Myliła się.
Podbiegł do niej i do siebie przytulił. Nie zadawał żadnych pytań. Rozumieli się bez słów, a w tym niby niewielkim geście przekazał Candelarii wszystkie uczucia jakie do niej żywił. Kochał ją i ona to poczuła. Tamtego dnia Cande zaznała ogromnego cierpienia od Leona, ale zarazem ogromnej miłości z serca Facunda. Rudowłosa mogła zacząć nowy etap w swoim życiu wraz z Facundem.
Witam, jak zwykle spóźniona, przyzwyczaiłyście się, prawda? Co mogę powiedzieć? Wszystko dzięki Justynce, pomogła mi jak zwykle, ja jestem beznadziejna i codziennie się w tym utwierdzam. Pozdrawiam, kocham Was.
Dodam swój grosz. One Shot wyszedł pięknie, bo napisany został przez moją utalentowaną siostrzyczkę, Weronikę. Ona ma taki talent normalnie, że nie mogę i nie chce się podzielić xD Dobra to na razie, całuski.
Justyna
I jej niewyparzony język, uwielbiał ją po prostu!
-Jeszcze sobie zedrzesz te piękne gardełko, Cande! On dzisiaj jest jakiś nieprzytomny! Może się zakochał-szepnął jej na ucho.
Jego humor od razu się zmienił, był zazdrosny, Igor był stanowczo za blisko Candelarii.
Wstał i podszedł do niej zabierając wiaderko z jej ręki.
-To w kim się zakochałeś?-zapytała zaplątując włosy w kucyka.
Włosy-to też w niej uwielbiał, te których ona tak bardzo nienawidziła, właściwie trudno się dziwić, odkąd pamiętał wszyscy zawsze docinali jej z tego powodu. Ona mimo wszystko zawsze sobie radziła, była odporna na te wszystkie zaczepki, pamiętał jak kiedyś pobiła się z jednym kolegą, została zawieszona w prawach ucznia na kilka dni. Zaśmiał się lubił wspominać te czasy.-Z czego się tak śmiejesz? Nie powiesz mi, kto ci się podoba?
Westchnął.
-Nikt mi się nie podoba, przypomniało mi się jak przywaliłaś temu swojemu wielbicielowi, z czasów szkolnych.-zaśmiała się.
-Nie masz co robić? Chodź nakarmimy psy, bo się nie doczekają z tymi twoimi ruchami.
-Bardzo śmieszne. Idziemy
-Chyba zostanę dzisiaj u Ciebie na noc.-stwierdziła przeciągając się na sofie.
-Ależ, oczywiście. Proszę bardzo! Obejrzymy jakiś film?
-Dobrze, ale ja wybieram.-przechwyciła pilota i zaczęła przerzucać kanały. Chłopak wstał i skierował się do kuchni zrobić kolację. Po chwili wrócił podsuwając jej talerz z jedzeniem. Dziewczyna wzięła kawałek sałatki do ust.
-Twoja żona będzie miała z Tobą marne życie, jak tak będziesz gotować.-powiedziała zadziornie.
-Przyzwyczaisz się.-powiedział wbrew swojej woli, dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona.
-Że, co proszę?-nie wiedział co powiedzieć, zastygł w bezruchu.
-Co powiedziałeś?-powtórzyła kładąc nacisk na te słowa.
-Chcesz wiedzieć co powiedziałem? Proszę bardzo. Kocham cię-powiedział i ją pocałował.
Najpierw nie reagowała, nie wiedziała co robić. On ją całował, a ona była jak posąg. Dopiero później zaczęła odwzajemniać pocałunki, zarzuciła mu ręce na szyję i pozwoliła mu się na niej położyć. Było jej tak dobrze.
-A jednak w kimś się zakochałeś-roześmiała się.
-Tak, w tobie-musnął jej usta swoimi.
-Jak długo?-zapytała śmiejąc się życzliwie.
-Chyba od zawsze.-przyznał, całując jej delikatny policzek.
-Nigdy nie myślałam, że taki ktoś jak ty może pokochać taką osobę jak ja. Samo to, że się przyjaźniliśmy było dziwne...
-Co w tym dziwnego?
-Popatrz, ja jestem zwykłą, biedną dziewczyną. Nie mam w sobie nic wyjątkowego, jestem przeciętna i do tego brzydka. A Ty? Ty jesteś przystojny, wszystkie dziewczyny się za Tobą oglądają. Jesteś bogaty, mądry, przystojny...-obróciła się w jego stronę.
-Nie jesteś przeciętna, jesteś niezwykła. Masz olbrzymie serce i tylko to się liczy. Wiesz co kocham w tobie najbardziej?
-Nie wiem co w ogóle można we mnie kochać-przerwał jej.
-Masz złoty charakter zrobisz wszystko, by inni byli szczęśliwi, nie patrzysz na siebie, obchodzą cię tylko inni.
-Kocham cię-szepnęła cicho.
-Mogłabyś powtórzyć, bo nie usłyszałem-roześmiał się.
-Kocham cię-powtórzyła uderzając go lekko w ramię, a później go pocałowała.
-Po za tym świetnie całujesz-szepnął wprost do jej ucha. Zachichotała.-Jesteś też piękna.
-Proszę Cię, nie żartuj!
-Cande!-spojrzał na nią czule.-Na prawdę. Uwielbiam w tobie wszystko.-obdarowała go zirytowanym spojrzeniem.
-Na serio! Nawet nie wiesz, ilu facetom się podobasz. Trudno mi to mówić, ale wiesz ile razy byłem o ciebie zazdrosny? Widziałem jak faceci pożerają cię wzrokiem.
-Co?-zapytała śmiejąc się.-Nie zmyślasz?
-Nie. Twoje rude, tętniące życiem włosy, twoje piękne, duże, głębokie oczy. Te słodkie piegi i uroczy nosek.
-Na prawdę?-zapytała cicho. Jej policzki pokryły się lekko różową barwą, gdy się zorientowała odwróciła głowę w drugą stronę.
-Cande... no nie wierzę.-uśmiechnął się szeroko.-Rumienisz się, ty?-odwrócił jej twarz w swoją stronę. Uśmiechnęła się nie śmiało, było jej strasznie głupio.-Najpiękniejsza...-wyszeptał.
-Przestań, tak mi głupio...
Zaśmiał się, wpatrywał się w nią jak zaczarowany, bardzo mu się podobała. Rumieńce dodawały jej uroku.
-Ależ, Cande nie masz się czego wstydzić. Jesteś słodka.
-Kto powiedział, że się wstydzę?-zapytała zakładając ręce na piersi. Była skrępowana tą całą sytuacją, nienawidziła okazywać swoich uczuć, swojej wrażliwości.
-Jesteś na prawdę urocza. -szepnął i pocałował delikatnie jej usta.
Nagle drzwi się otworzyły, a do pokoju wpadł Igor. Cande i Facundo oderwali się od siebie jak oparzeni. Nie spodziewali się go o tej porze, było bardzo późno, a on się tu zjawił. Nie wiedzieli dlaczego się tu pojawił.
-Wiedziałem, że cię tu znajdę Cande. Uprowadzono je-wykrzyczał wściekły i uderzył pięścią w ścianę.-Miałem dyżur jak zwykle, zabrali je, a ja tego nie zauważyłem..
Cande wstała i położyła dłoń na jego ramieniu.
-Igor, nie denerwuj się, powoli. Co się stało?
-Uprowadzili psy-tyle wystarczyło, już wszystko było jasne.
Na twarz dziewczyny wstąpiła wściekłość. Zaczęła chodzić w tą i z powrotem po pokoju. W głowie Candelarii tłoczyło się mnóstwo myśli. Zastanawiała się co zrobić.
-Dzwoniłeś po policję?-zapytała zdenerwowana.
-Powiedzieli, że mogą przyjechać dopiero jutro, więc zamknąłem schronisko i przybiegłem tutaj-do głowy rudowłosej wpadł nagle pomysł.
-Chodźcie, sami przeprowadzimy śledztwo-i wyszli.
Po kilku minutach znaleźli się na miejscu i zaczęli przeszukiwać cały budynek. Nagle Candelaria zauważyła papierek znajdujący się w jednym z końców. Podeszła do niego i chwyciła go w dwa palce. Nikt oprócz pracowników nie mógł przebywać u zwierząt bez ich pozwolenia.
Dziewczyna rozpoznała charakterystyczne opakowanie. Dziewczyna znała chłopaka, którego zawsze widziała z tym batonem. Rudowłosa już wiedziała kto uprowadził psy.
Wbiegli do mieszkania bruneta, włączyli światło. Candelaria miała rację. Na podłodze leżały psy, ich psy. Wściekła rudowłosa wbiegła do sypialni chłopaka zrzucając go z łóżka.
-Ty idioto! Jak mogłeś to zrobić?-krzyczała na niego.
Chłopak podrapał się zmieszany po głowie i spojrzał na nią niewinnie. Co miał powiedzieć? Bał się powiedzieć, że chciał, by zwróciła na niego chociaż raz uwagę. Nie mógł przecież powiedzieć, że się w niej zakochał.
-Jak ujęłaś jestem po prostu idiotą-stwierdził.-Dasz mi spać?
-Nie. Teraz pomożesz mi i chłopakom zaprowadzić je na swoje miejsce.
Rudowłosa chwyciła chłopaka za rękę i pociągnęła go do siebie, aż spadł z łóżka. Brunet podskoczył jak oparzony poprawiając swoją fryzurę.
-Dobra Canduś poczekaj, pójdę się przebrać i pójdziemy.
-Leon pośpieszy się nie mamy całego dnia.
Chłopak pognał do łazienki, a po chwili gotowy wyszedł z pomieszczenia znajdującego się po prawej stronie rudowłosej. Leon wyszedł i dopiero wtedy zauważył Facunda i Igora uporczywie wpatrujących się w niego. Brunet zauważył zaciśnięte pięści chłopaków, a następnie skierował swój wzrok na dziewczynę.
-Mogę jednego z nich zatrzymać?-Leon wziął małego pieska na ręce, a Cande pokiwała tylko głową.-Nazwę cię Cande-zwrócił się do psa, a Candelaria zachłysnęła się powietrzem.
-Idziemy!-zarządziła hardo, nadal nie wierzyła w to co usłyszała.
Leon rozdał wszystkim smycze, by pozostała trójka przypięła je do obroży kilku psów. Po kilku minutach wszystko było już gotowe. Wychodząc z budynku psy zaczęły szczekać, a sąsiedzi chłopaka obrzucili ich wyzwiskami. Niedługo potem byli na miejscu.
-Dlaczego to zrobiłeś?-zapytała siadając obok Leona.-Nie jesteś złym chłopakiem. Nie rozumiem.
-Nie wiem Cande, nie rozumiem co mną kierowało.-skłamał.-Przepraszam.-schylił głowę udawał, że jest mu przykro.
-Już w porządku.-powiedziała spokojnie i przytuliła chłopaka. Ucieszył się, objął ją mocno i nie miał ochoty puścić. Niestety temu wszystkiemu przyglądał się Facundo.
-Leon, zaprowadź te psy do klatki! Już nie ma Cię!
-Ale...
-Już.-po chwili wykonał polecenie chłopaka.
Facundo usiadł obok dziewczyny.
-Nie bądź dla niego taki wredny, nie chciał.
-Cande, jaka ty jesteś naiwna. Przecież on zrobił to specjalnie. Dlaczego go bronisz, podoba ci się?
-Co?-zapytała z niedowierzaniem.
-Czy ci się podoba?
-Jesteś idiotą!-złapała go za bluzkę i pocałowała, przymykając oczy, chciał na nią nakrzyczeć, ale nie potrafił, objął tylko jej twarz swoimi rękami i pogłębił pocałunek.
Jak zwykle ktoś musiał im przeszkodzić. Tym razem był to Leon. Chłopak przewrócił się o szczotkę stojącą w kącie uderzając głową o podłogę.
-Ałł-pomasował się po polewającym czole.
Candelaria podbiegła do chłopaka i pomogła mu wstać, a wściekły Facundo wyszedł ze schroniska głośno trzaskając drzwiami. Rudowłosej nagle przyszła do głowy pewna myśl.
-Leon... Czy to prawda, że zrobiłeś to specjalnie?-zapytała Cande przygryzając dolną wargę.
-A czy mi się podobasz?-odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Czyli nie?-próbowała uzyskać szczegółową odpowiedź, zaczęła się podnosić gdy nagle Leon przyciągnął ją do siebie.
Leon przycisnął ją do ziemi i zaczął namiętnie całować. Dziewczyna próbowała się od niego oderwać, ale on nie pozwalał się jej na to. Leon na chwilę uniósł się na łokciu i szepnął jej kilka słów do ucha.
-Czyli jednak tak.-Chłopak gwałtownym ruchem pociągnął ją za bluzkę.
-Leon, ty taki nie jesteś, proszę!
-Nigdy mnie nie widziałaś, tylko ten głupi Facundo. Nikt więcej!!
-Nie rób tego, proszę-szepnęła gdy zjechał dłońmi pod jej spódnicę.
-Co ty robisz?!-zapytał przybiegający Igor, pociągnął chłopaka od Candelarii, a ten uderzył głową o płot i po chwili uciekł.
-Cande...-zwrócił się do niej, w jej zapłakanych oczach ujrzał ogromny żal. Nie mógł patrzeć jak jego przyjaciółka cierpi.-Mogę cię przytulić?-zapytał cicho podchodząc do niej.
Rzuciła mu się na szyję z głośnym płaczem.
-Spokojnie, zawiozę Cię do domu. Tak?-pokiwała głową.
Igor wziął ją na ręce, pozwalając wypłakać jej się w swoją kraciastą koszulę. Po chwili doszli do samochodu stojącego na tyłach budynku, a chłopak położył rudowłosą na tylne siedzenia. Płacz Candelarii uderzał go prosto w serce, tak bardzo go bolało, że cierpiała.
Po chwili byli przed jej domem. Chłopak wyjął zapasowy klucz spod wycieraczki i włożył go do zamka, przekręcił go. Po wykonaniu tych czynności znaleźli się w środku. Igor posadził roztrzęsioną dziewczynę na kanapie w salonie, a sam udał się do kuchni.
-Chcesz gorącej czekolady?-zawołał z kuchni.
-Tak, poproszę.
Po chwili brunet podszedł dziewczyny z kubkiem napoju, a sam usiadł obok niej. Dziewczyna po lekkim wahaniu wtuliła się w niego. Igor pogładził ją po włosach, a po chwili wyciągnął z kieszeni telefon.
-Muszę do niego zadzwonić-powiedział następnie.
-Musisz?-zapytała ze smutkiem.-Jest późno, nie chcę go martwić.
-On cię kocha Cande. Musi wiedzieć-pocałował ją w czoło.
-Dobrze zadzwoń, ale pod jednym warunkiem. Zamkniesz drzwi, zabronisz mu przyjść i tu ze mną zastaniesz, dobrze?-poprosiła.
-Spoko Cande, załatwione.
Chłopaka wstał i po chwili zatelefonował do Facunda.
-Słuchaj, miałeś rację ten Leon to debil.
-Nie chodzi o Cande...
Po drugiej stronie ktoś się rozłączył. Dziewczyna już wiedziała, że on tutaj przyjdzie. Przecież też za to go kochała, za to bezwzględne oddanie. Poczuła jak łzy ponownie napływają do jej oczu.
Igor podszedł do niej powoli.
-Przepraszam...
-To nie twoja wina. Zostaw nas samych.
-Wolę poczekać na Facunda, muszę mieć pewność, że...-ostatnie słowa nie chciały przejść mu przez gardło.-że nic sobie nie zrobisz.
Odwróciła się w drugą stronę, nie mogła znieść myśli, że teraz wszyscy będą się nad nią użalać i traktować jak małe dziecko. Po kilku minutach rozległ się dzwonek do drzwi. Dziewczyna nie drgnęła. Igor otworzył drzwi, prowadząc go do pokoju obok. Chciał, żeby dziewczyna go nie usłyszała. niestety, ona usłyszała wszystko.
-O co chodzi? Czemu jesteś z Cande o tej porze? Dlaczego jest tu sama i jeszcze nie śpi? Po co do mnie dzwoniłeś? Dla..
-Zamknij się. Masz szczęście, że byłem wtedy w tym schronisku, gdyby nie ja, to ten idiota Leon by ją...-nie potrafił tego powiedzieć.
-Co? Co by jej zrobił?
-Zgwałcił by ją.-słowa jak wyrok, krążyły po jego umyśle, zataczając się w każdy skrawek jego ciała. Czuł jak jego głowie powtarzają się te słowa w kółko.
Dziewczyna czuła jak coraz bardziej pogłębia się w żalu, znowu płakała. Facundo się nie odzywał. Bała się, że nie będzie chciał z nią rozmawiać. Myliła się.
Podbiegł do niej i do siebie przytulił. Nie zadawał żadnych pytań. Rozumieli się bez słów, a w tym niby niewielkim geście przekazał Candelarii wszystkie uczucia jakie do niej żywił. Kochał ją i ona to poczuła. Tamtego dnia Cande zaznała ogromnego cierpienia od Leona, ale zarazem ogromnej miłości z serca Facunda. Rudowłosa mogła zacząć nowy etap w swoim życiu wraz z Facundem.
Witam, jak zwykle spóźniona, przyzwyczaiłyście się, prawda? Co mogę powiedzieć? Wszystko dzięki Justynce, pomogła mi jak zwykle, ja jestem beznadziejna i codziennie się w tym utwierdzam. Pozdrawiam, kocham Was.
Dodam swój grosz. One Shot wyszedł pięknie, bo napisany został przez moją utalentowaną siostrzyczkę, Weronikę. Ona ma taki talent normalnie, że nie mogę i nie chce się podzielić xD Dobra to na razie, całuski.
Justyna
No i znowu piszę. Zmuszono mnie... Ale dobra może będę pierwsza :) To tak rozdział cudo tytuł po prostu powala no ie wiem co mam gadać. Pięknie, Niesamowicie, Cudownie, Wspaniale, Brak Słów, Kocham to, no nie wiem sama co mam gadać. Odjęło mi po prostu mowę. xD Co się często zdarza, życzę DUŻOOOOOOO weny.Pozdrawiam. Do kolejnego Os.
OdpowiedzUsuńDziwna ja...
Weronika
Lol xd
Boże ukradnij im talent i daj mi :D Cudne opowiadanie. Czytam wszystkie On Shoty ale nie zawsze komentuje :) Kocham Was dziewczyny i zapraszam na mojego bloga http://fande-na-zawsze.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńSwietny blog i os bomba i zapraszam na moj blog http://alexismateusz.blogspot.com/?m=1
OdpowiedzUsuń