Para: Fande (Facu i Cande)
Uwagi: Ślub i ciąża
Dedykacja dla wszystkich czytelników!
Stał przed ołtarzem. Czekał na swoją przyszłą żonę, a ona musiała przy tym być. Była druhną. Nie mogła, przecież odmówić swojej najlepszej przyjaciółce. Żałowała swojej decyzji. Gdyby się nie zgodziła mogłaby teraz odpoczywać na Hawajach. Miała tam swój dom. Zamiast jednak leżeć na słonecznej plaży ona właśnie szła przez przejście między ławkami w stronę Ołtarza.
W rękach trzymała bukiecik z czerwonych różyczek, a ubrana była w jasnoróżową sukienkę do kolan. Jej rude włosy zostały rozpuszczone, a ona stała się najpiękniejszą kobietą w Kościele.
Kilka minut temu dowiedziała się czemu jej przyjaciele postanowili wziąć ślub tak szybko. Spotykali się kilka miesięcy, a po dwóch miesiącach już postanowili urządzić ceremonię zaślubin. Nikt nie wiedział o co chodzi, ale do czasu. Okazało się, że panna młoda jest w ciąży. Parze młodej zależało, by dziecko urodziło się w normalnej rodzinie. Przynajmniej tak uważała Candelaria.
Po chwili stała już przed Ołtarzem. Mimo przymkniętych powiek widziała dokładnie uśmiechniętego pana młodego. W tej chwili rudowłosa bardzo chciała znaleźć się na miejscu panny młodej.
Jeśli chciała być na jej miejscu to czemu o to nie walczyła?
Nie zawalczyła o szczęście jako panna młoda.
Nie zasłużyła na szczęście przy jego boku.
Po lewej stronie Facunda stał jego najlepszy przyjaciel, Pablo. Przyjaźnił się on z nim od dzieciństwa. Jednak rudowłosa mu nie ufała. Drużba pana młodego miał poważną minę. Tak jakby nie cieszył się ze szczęścia swojego najlepszego przyjaciela.
Cande odwróciła głowę w stronę drzwi. Zobaczyła tam swoją najlepszą przyjaciółkę. Szła w przepięknej sukni ślubnej w ich kierunku. Na twarzy miała błogi uśmiech, ale jej oczy nie wyrażały ogromnej radości, którą miała czuć.
Miała czuć, ale czy czuła?
Wszyscy powiedzieliby tak.
Jednak czy ona też, by tak powiedziała?
Ustała przy jego boku. Uśmiechnęła się. Spojrzała na księdza i lekko kiwnęła głową. On uśmiechnął się jak jej stary, dobry przyjaciel i zaczął odprawiać ceremonię.
Candelaria nie myślała. Nie słuchała pary młodej wyznającej sobie w tej właśnie chwili miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Nie słuchała tego. Nie chciała tego słuchać. Przed oczami miała olbrzymi zegar, który wraz z nią odliczał minuty do końca ceremonii. Wiedziała dobrze co zrobi po powrocie do hotelu, w którym się zatrzymała. Wiedziała, że od razu po tej beznadziejnej ceremonii wbiegnie do pokoju hotelowego i wrzuci wszystkie swoje rzeczy do walizki leżącej obok łóżka. Była pewna, że gdy to zrobi wykupi bilet na najbliższy lot do swojego prawdziwego domu i będzie próbować zapomnieć. Będzie próbowała zapomnieć o Facundzie, ale wiedziała, że tak samo jak za ostatnim razem jej się nie uda.
-Stop! Nie pozwalam! Ja ją kocham! - usłyszała krzyk który wyrwał ją z zamyślenia.
Czemu to ona nie krzyknęła?
Czemu ona nie przerwała ceremonii?
Przecież to ona tak naprawdę kochała.
Spojrzała na właściciela głosu. Była naprawdę zaskoczona. Był to Pablo. To on krzyczał, a teraz trzymał Albę w swoich ramionach i ją całował. Nie tak jak przyjaciółkę, ale tak jak miłość swojego życia.
-Wyznaczyliście mnie na drużbę, ale ja tak nie umiem. Nie potrafię rozumiesz? Kocham Cię i nie przestanę. Może do niego też czujesz, ale mnie też kochasz! Widzę to w Twoich oczach. Czemu nie potrafisz zrozumieć, że Cię kocham - po policzku Candelarii spłynęła pojedyncza łza.
Nie ze szczęścia, że ślub został przerwany. Z żalu też nie. Ta łza była spowodowana słowami Pabla. Słowa, które chłopak wypowiedział były wypowiedziane z ogromnym uczuciem. Candelaria dopiero teraz zrozumiała czym jest prawdziwa miłość. Gdy to sobie uświadomiła zrozumiała, że tak na prawdę nikt nigdy jej nie kochał jak Pablo kochał Albę. Nikt nigdy nie kochał jej szczerze.
Po chwili obok niej zjawił się Facundo. Spojrzał na nią kątem oka, a później odwrócił głowę w stronę zakochanej pary kochanków.
-Czyli ślub odwołany.
Przytaknęła jedynie głową.
-Trochę się cieszę. Chyba tak na prawdę nie kochałem jej. Ten ślub miał być jedynie przez te dziecko. Nasze dziecko.
Gdy Facundo to powiedział Alba zdołała się na chwilę odkleić o d Pabla i zwróciła się do byłego pana młodego.
-Tak naprawdę to nie jest Twoje dziecko. To dziecko Pabla - Facundo tylko się uśmiechnął.
-To nie miałem żadnego powodu, by się z nią żenić jaki ja jestem głupi - gdy to powiedział tylko się roześmiał.
To powinien być ten moment.
Moment do wyznania swoich uczuć.
A co zrobiła?
Spojrzała na niego lekko speszona, a później postawiła wszystko na jedną kartę. Wybrała złą opcję, złe rozwiązanie.
-Jeżeli nie ma ślubu to ja powinnam iść. Może jeszcze zdążę na wcześniejszy lot.
Uciekła z Kościoła zamiast wyznać swoje uczucie. Pobiegła do tego hotelu i spakowała swoje rzeczy. Zamówiła bilet i pojechała na lotnisko. Próbowała zapomnieć, ale jak przewidziała nie potrafiła. Ciągle przed oczami miała swoje tchórzostwo.
Powinna walczyć o szczęście.
Powinna spróbować.
Wycofała się. Uciekła.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Spóźniony One Shot. Przepraszam. Starałam się. Wybaczcie. Jestem beznadziejna. Następna praca będzie należała do mojej wybitnie uzdolnionej siostrzyczki - Weroniczki. Mam nadzieję, że powiecie co naprawdę myślicie. Do następnego.
Justyna <3
W rękach trzymała bukiecik z czerwonych różyczek, a ubrana była w jasnoróżową sukienkę do kolan. Jej rude włosy zostały rozpuszczone, a ona stała się najpiękniejszą kobietą w Kościele.
Kilka minut temu dowiedziała się czemu jej przyjaciele postanowili wziąć ślub tak szybko. Spotykali się kilka miesięcy, a po dwóch miesiącach już postanowili urządzić ceremonię zaślubin. Nikt nie wiedział o co chodzi, ale do czasu. Okazało się, że panna młoda jest w ciąży. Parze młodej zależało, by dziecko urodziło się w normalnej rodzinie. Przynajmniej tak uważała Candelaria.
Po chwili stała już przed Ołtarzem. Mimo przymkniętych powiek widziała dokładnie uśmiechniętego pana młodego. W tej chwili rudowłosa bardzo chciała znaleźć się na miejscu panny młodej.
Jeśli chciała być na jej miejscu to czemu o to nie walczyła?
Nie zawalczyła o szczęście jako panna młoda.
Nie zasłużyła na szczęście przy jego boku.
Po lewej stronie Facunda stał jego najlepszy przyjaciel, Pablo. Przyjaźnił się on z nim od dzieciństwa. Jednak rudowłosa mu nie ufała. Drużba pana młodego miał poważną minę. Tak jakby nie cieszył się ze szczęścia swojego najlepszego przyjaciela.
Cande odwróciła głowę w stronę drzwi. Zobaczyła tam swoją najlepszą przyjaciółkę. Szła w przepięknej sukni ślubnej w ich kierunku. Na twarzy miała błogi uśmiech, ale jej oczy nie wyrażały ogromnej radości, którą miała czuć.
Miała czuć, ale czy czuła?
Wszyscy powiedzieliby tak.
Jednak czy ona też, by tak powiedziała?
Ustała przy jego boku. Uśmiechnęła się. Spojrzała na księdza i lekko kiwnęła głową. On uśmiechnął się jak jej stary, dobry przyjaciel i zaczął odprawiać ceremonię.
Candelaria nie myślała. Nie słuchała pary młodej wyznającej sobie w tej właśnie chwili miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Nie słuchała tego. Nie chciała tego słuchać. Przed oczami miała olbrzymi zegar, który wraz z nią odliczał minuty do końca ceremonii. Wiedziała dobrze co zrobi po powrocie do hotelu, w którym się zatrzymała. Wiedziała, że od razu po tej beznadziejnej ceremonii wbiegnie do pokoju hotelowego i wrzuci wszystkie swoje rzeczy do walizki leżącej obok łóżka. Była pewna, że gdy to zrobi wykupi bilet na najbliższy lot do swojego prawdziwego domu i będzie próbować zapomnieć. Będzie próbowała zapomnieć o Facundzie, ale wiedziała, że tak samo jak za ostatnim razem jej się nie uda.
-Stop! Nie pozwalam! Ja ją kocham! - usłyszała krzyk który wyrwał ją z zamyślenia.
Czemu to ona nie krzyknęła?
Czemu ona nie przerwała ceremonii?
Przecież to ona tak naprawdę kochała.
Spojrzała na właściciela głosu. Była naprawdę zaskoczona. Był to Pablo. To on krzyczał, a teraz trzymał Albę w swoich ramionach i ją całował. Nie tak jak przyjaciółkę, ale tak jak miłość swojego życia.
-Wyznaczyliście mnie na drużbę, ale ja tak nie umiem. Nie potrafię rozumiesz? Kocham Cię i nie przestanę. Może do niego też czujesz, ale mnie też kochasz! Widzę to w Twoich oczach. Czemu nie potrafisz zrozumieć, że Cię kocham - po policzku Candelarii spłynęła pojedyncza łza.
Nie ze szczęścia, że ślub został przerwany. Z żalu też nie. Ta łza była spowodowana słowami Pabla. Słowa, które chłopak wypowiedział były wypowiedziane z ogromnym uczuciem. Candelaria dopiero teraz zrozumiała czym jest prawdziwa miłość. Gdy to sobie uświadomiła zrozumiała, że tak na prawdę nikt nigdy jej nie kochał jak Pablo kochał Albę. Nikt nigdy nie kochał jej szczerze.
Po chwili obok niej zjawił się Facundo. Spojrzał na nią kątem oka, a później odwrócił głowę w stronę zakochanej pary kochanków.
-Czyli ślub odwołany.
Przytaknęła jedynie głową.
-Trochę się cieszę. Chyba tak na prawdę nie kochałem jej. Ten ślub miał być jedynie przez te dziecko. Nasze dziecko.
Gdy Facundo to powiedział Alba zdołała się na chwilę odkleić o d Pabla i zwróciła się do byłego pana młodego.
-Tak naprawdę to nie jest Twoje dziecko. To dziecko Pabla - Facundo tylko się uśmiechnął.
-To nie miałem żadnego powodu, by się z nią żenić jaki ja jestem głupi - gdy to powiedział tylko się roześmiał.
To powinien być ten moment.
Moment do wyznania swoich uczuć.
A co zrobiła?
Spojrzała na niego lekko speszona, a później postawiła wszystko na jedną kartę. Wybrała złą opcję, złe rozwiązanie.
-Jeżeli nie ma ślubu to ja powinnam iść. Może jeszcze zdążę na wcześniejszy lot.
Uciekła z Kościoła zamiast wyznać swoje uczucie. Pobiegła do tego hotelu i spakowała swoje rzeczy. Zamówiła bilet i pojechała na lotnisko. Próbowała zapomnieć, ale jak przewidziała nie potrafiła. Ciągle przed oczami miała swoje tchórzostwo.
Powinna walczyć o szczęście.
Powinna spróbować.
Wycofała się. Uciekła.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Spóźniony One Shot. Przepraszam. Starałam się. Wybaczcie. Jestem beznadziejna. Następna praca będzie należała do mojej wybitnie uzdolnionej siostrzyczki - Weroniczki. Mam nadzieję, że powiecie co naprawdę myślicie. Do następnego.
Justyna <3
O... Jaki cudny ale czemu ta Cande nie powiedziala co czyje do Facunda. Nie mialam neta i dlatego tak pozno pisze! Ale osik boski piekny czadowy i... Sweet!
OdpowiedzUsuńJakby xo to ja lili wanhelkszyk cos ie zepsulo u mnie wiec jestem anonim
UsuńPodoba mi się! ^^
OdpowiedzUsuńTylko szkoda mi Cande...
Ale pomysł na OS fajny!
http://de-nada-sirve-el-odio.blogspot.com