Para: Lemi
Osobiste uwagi: Bez Happy End
Z dedykacją dla Alexandry Verdas
Do szpitala kilka dni temu przywieźli młodego chłopaka, który próbował popełnić samobóstwo. Nie udało mu się, ponieważ jego siostra mu przeszkodziła.
Leżał na łóżku i od paru minut przypatrywał się młodej dziewczynie. Rozmawiała z pacjentem obok, Leon był nią wyraźnie zainteresowany. Było w niej coś czego jemu już dawno zabrakło życie. Odeszła od łóżka starszego pacjenta, widocznie poszedł spać. Odwróciła się i wtedy ich spojrzenia pierwszy raz się spotkały.
Zatonął, utopił się w jej oczach. Odwróciła wzrok.
-Śliczna jesteś.-oznajmnił.
-Mówisz to każdej dziewczynie?-zapytała unosząc lekko brwi.
-Nie, tylko tym, które chce poderwać. A Ty na prawdę mi się podobasz.-nie owijał w bawełne. Był pewny siebie, bardzo pewny siebie. Wiedział, że jest przystojny i do tąd żadna dziewczyna mu nie odmówiła.
-Chcesz mnie poderwać?-zapytała z kpiącym uśmiechem.
-A dałabyś się?-położył dłoń na jej policzku i wtedy czas się zatrzymał.
Dla Leona, nie była to już zwykła dziewczyna którą próbował poderwać.
Stała się kimś więcej, gdy tylko jej dotknął poczuł jak przechodzi przez niego dreszcz.
Zarumieniła się, jego dotyk był czymś wyjątkowym nigdy czegoś takiego nie czuła.
-Ale wstyd-przyznała i spuściła wzrok.
-Kiedy na prawdę wyglądasz ślicznie.
Nigdy nie spotkał takiej dziewczyny. Była wyjątkowa, wyjątkowa.
Drugą ręką odgarnął jej rude włosy lecące na twarz.
Zbliżył się do niej, dzieliły ich centymetry.
-Nie mogę. Przepraszam.-wyszeptała i uciekła
Zostawiła go samego. Tym razem Leon sobie coś postanowił, chciał być z Tą dziewczyną, nie chciał by była jego kolejną zdobyczą. Chciał by stała się kimś więcej. O wiele więcej.
Czytał książkę, gdy jego lekarz prowadzący przyszedł do niego.
-Przepraszam, Leon. Zostawimy Cię jeszcze pare dni w szpitalu i będziesz mógł wtócić do domu. Tylko proszę nie rób już nigdy takich głupot.
Pokiwał glową jakby jego zdrowie wcale go nie obchodziło.
-Doktorze?-zapytał
-Tak?
Leon poprawił się na łóżku.
-Przychodzi tu taka dziewczyna. Jest šliczna, ma piękne rude włosy, i takie głębokie brązowe oczy. Jest cudowna, prawie ją dzisiaj pocałowałem.
-Pewnie chodzi Ci o Camilę?
Camilka tak chyba mówił do niej ten pacjent obok.
-Tak, to chyba ona. Co ona tu robi? Nie jest chora.
-Jest tutaj wolontariatką.
I wszystko zrozumiał, to musiała być Camila teraz był pewien.
-Często tu przychodzi? Bardzo chciałbym się z nią spotkać jest taka atrakcyjna.
-Uważaj ty sobie to moja córka.-przestrzegł lekarz z uśmiechem.
Leon zdrętwiał lekarz zaśmiał się cicho na widok jego miny.
-Przychodzi tu codziennie o 11.00.
Odszedł.
Już po jedenastej a jej nadal tu nie było, czekał na nią już przed wejściem pół godziny, a ona nadal się nie pojawiała. Zobaczył ją. Szła do szpitala z uśmiechem wymalowanym na ustach, miała na sobie zwiewną sukienkę sięgającą przed kolana.
Włosy rozpuściła, Leon nie mógł się napatrzeć, była taka piękna, tak bardzo mu się podobała, pociągała go. Rozbudzała w nim wszystkie zmysły.
Weszła do szpitala. Leon wybiegł jej na przeciw. Gdy dziewczyna go zobaczyła zmieszała się, przygryzła dolną wargę i chciała go wyminąć. Leon złapał ją za rękę.
Nie pozwolił jej uciec. Nie po raz drugi.
-Powiedz mi dlaczego ode mnie uciekasz?
Przełkneła ślinę.
-Bo ja... bo ja boję się zakochać. Nigdy nie czułam się tak jak czuję się przy tobie.
Spuściła wzrok. Leon popchnął ją lekko tak że naparła na ścianę. Byli blisko, bardzo blisko. Leon złapał jej podbródek.
-Czego się boisz?-zapytał i zbliżył swoją twarz do jej.
Nie odpowiedziała.
-Tego?-pocałował ją. To nie był zwykły pocałunek.
Dla Leona to nie było nic nowego. Całował się wiele razy. Ale nigdy nie czuł czegoś takiego jak teraz. To było coś niezwykłego, dla obydwojga coś zupełnie nowego.
Odsunął się od niej.
-Możesz już otworzyć oczy.-powiedział i uśmiechnął się delikatnie.
Posłuchała go. Otworzyła oczy i spojrzała na niego. Po czym pod wpływem emocji rzuciła się na niego. Przytulił ją mocno. Nigdy, na prawdę nigdy nie spotkał takiej dziewczyny.
Teraz wiedział już na pewno. Chciał z nią być, chciał już z nią być już zawsze na zawsze. Odeszła od niego.
-Przepraszam, to było głupie.- Podrapała się w tył głowy.- Pewnie masz mnie teraz za jakąś dziwną, pewnie żadna dziewczyna tak nie reaguje.-spuściła wzrok.
Uśmiechnął się szeroko.
-Właśnie o to chodzi. Nie jesteś taka jak inne. Jesteś wyjątkowa. Masz w sobie coś takiego. Kocham Cię-złapał ją za ręce.
Camila nagle się roześmiała
-Z czego się tak śmiejesz?-zapytał chłopak
-Właśnie wyznałeś mi miłość. A nie wiesz nawet jak mam na imię. To śmieszne.
-Wierzysz w przeznaczenie?
-Chyba tak.
-To, to właśnie jest przeznaczenie.
Uśmiechneli się do siebie ponownie.
-To powiesz mi w końcu jak masz na imię, czy może jednak nie? I będę wołač na Ciebie przeznaczenie.
-Leon, Leon Verdas. 19 lat. Moi rodzice wyjechali. Mieszkam z siostrą Franczescą.
Mam psa coś jeszcze?
Zaśmiała się.
-Na razie wystarczy.
-Cami.-podała mu rękę.
Leon podniósł brwi. I spojrzał na rękę wyciągniętą w jego stronę.
-Przed chwilą się całowaliśmy.
-To nic nie zmienia.-westchnął.
Ale potem zaraz się uśmiechnął.
Złapał jej dłoń i uniusł do ust lekko całując.
-Mam do Ciebie pytanie.-powiedziała gdy wrócili do sali chłopaka.
Leon usiadł na łóżku. Cami chciała usiąść koło niego lecz on złapał ją za biodra i posadził na swoich kolanach, zauważył jej lekko różowe policzki i uśmiechnął się jeszcze bardziej. Dziewczyna zadziwiała go coraz bardziej w pozytywny sposób.
-O co chciałaś zapytać?-westchneła, spojrzała mu głeboko w oczy.
-Dlaczego chciałeś się zabić?
Zmieszał się a uśmiech momentalnie zniknął z jego twarzy.
-Moje życie nie miało już sensu. Straciłem wszystko co ważne. Ale teraz-popatrzył na nią-teraz już wiem, że życie jest piękne.
Uśmiechneła się.
-Wiesz jakie jest najpiękniejsze słowo świata?
-Camila?-popatrzyła na niego lekko się uśmiechając.
-Nie. Życie.
I wtedy zrozumiał. Nie wolno niszczyć najpiękniejszego daru od Boga. Życie to najcenniejsze co można dostać i nie można tego niszczyć.
Pocałował ją po raz drugi.
-Jesteś wyjątkowa-szepnął.
-Jeżeli nie przeszkadzam-powiedział lekarz, który zdążył wejść do sali.-Cami.
Dziewczyna się zmieszała zeszła z kolan chłopaka i usiadła obok niego.- Pan Verdas będzie mógł wyjść jutro do domu. Camila zaproś swojego chłopaka na obiad w niedzielę. Gdzie maniery. Nie tak Cię wychowałem.-powiedział uśmiechnął się do Leona i odszedł.
-Ja... przepraszam Cię za Niego. Gada głupoty, przecież nie chciałeś by być ze...
-Marzę o tym. Zgodziłabyś się zostać moją dziewczyną.
Jej oczy zabłyszczały.
-Oczywiście.
Camila stała przed lustrem i z uwagą przyglądała się swojemu odbiciu.
Do jej pokoju wszedł ojciec.
-Córuś. Ślicznie wyglądasz.
-Myślisz, że mu się spodoba?
-Na pewno mu się spodoba. Jesteś piękna po mamie.
Uśmiechneła się.
-Słońce, ale jeżeli Ci na Nim zależy to musisz mu powiedzieć.
Już otwierała usta żeby coś powiedzieć. Kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi.
Dziewczyna zwycięzko się uśmiechneła i pobiegła w stronę drzwi.
Czekał niecierpliwie przed drzwiami. Demerwował się, ojciec Camili wydawał się być wpożątku, ale nigdy nic nie wiadomo.
Otworzyła mu. Wyglądała prześlicznie. Ruchem ręki zaprosiła go do środka, a on wszedł. Wręczył jej różyczkę i pocałował w policzek.
-Ślicznie wyglądasz-szepnął jej do ucha, a ona znieruchomiała.
Nie rozumiała dlaczego tak się przy nim zachowuje.
Obiad minął im w miłej admosferze, po posiłku, ojciec dziewczyny oznajmił iż idzie się przejść. Zostawiajac te dwójke samych w domu
Zaprowadziła go do swojego pokoju.
Usiedli na jej łóżku.
-Cami? Gdzie twoja mama?-zapytał niepewnie chłopak.
Camila spuściła głowę. Potem spojrzała mu w oczy.
Zobaczył w jej oczach ból, ogromny ból. Nie powinien zadawać tego pytania-pomyślał.
-Moja mama odeszła...-zawachała się-jak... jakiś czas temu. Zostawiła mnie i tatę, kilka miesięcy temu.
Camila zdecydowanie posmutniała. Chłopak przytulił ją delikatnie do siebie.
-Boję się, że któregoś dnia zostane całkiem sama. Jeżeli tata mnie odejdzie, to już nikogo przy mnie nie zostanie
Będę sama jak palec.-spuściła głowę
-Dlaczego twój tata miał by Cię opuścić?
Zamiast coś powiedzieć, przytuliła się tylko do niego.
-Nigdy nie będziesz sama, masz tatę, masz mnie, ja już nigdy Cię nie opuszczę. Zawsze będę przy tobie.-odaunął ją delikatnie od siebie i spojrzał w oczy.-Zawsze rozumiesz? Zawsze.-znowu go przytuliła.
-Kocham Cię.-wyszeptała.
Uśmiechnął się.
-Ja Ciebie też.-pocałował ją w głowę.
Siedzieli razem w pokoju, wygłupiali się. Cieszyli chwilą, spędzali ze sobą bardzo dużo czasu. Stali się nierozłączni.
Dziewczyna zemdlała. Opadła na podłogę.
-Cami! Cami co Ci się dzieje? Cami! Proszę pana!-zawołał głośno.
Ojciec Camili przybiegł do pokoju, gdy zobaczył swoją córkę na podłodzę, zamarł.
Dobrze wiedział co się stało.
-Leom, idź już.-powiedział nie patrząc na niego.
-Obiecałem, że jej nie zostawię!
-Już-krzyknął.
Leon poszedł wściekły, trzasnął drzwiami.
Martwił się. Czy to takie dziwne? Kochał Camilę. A przecież ludzie nie mdleją tak bez powodu. Usiadł na pobliskiej ławce i ukrył twarz w dłoniach.
Nie widział jej już od kilku dni. Gdy przychodził do domu dziewczyny, jej ojciec cały czas ją zbywał. Dzisiaj zamierzał iść do szpitala. Tam spotkał ją pierwszy raz, tam pierwszy raz ją pocałował, tam wyznał jej miłość.
Wszedł właśnie do budynku i skierował się do recepcji.
-Przepraszam, czy dzisiaj przyszła Camila Torres?
Pielęgniarka już miała coś odpowiedzieć, kiedy usłyszał znajomy głos.
-Leon co tutaj robisz?-zapytał ojciec Cami, który widocznie dzisiaj przyszedł na dyżur.
-Czy pan nie rozumie? Kocham pańską córkę. Muszę ją zobaczyć.-prosił jak dziecko.
Lekarz nic nie powiedział, wskazał tylko palcem salę nr. 26 po lewej części szpitala i odszedł. Leon pobiegł szybko do sali wskazanej przez doktora.
Otworzył drzwi i bez zastanowienia podszedł do Camili, która właśnie czytała książkę.
Spojrzała na niego z przerażeniem.
-Co Ty tu robisz?-zapytała z lękiem
-Cami... -wyszeptał, dotknął jej bladego policzka, wiedział, że coś jej jest. Wiedział, że jest chora.-Co Ci jest?
Zamkneła oczy i głośo wypuściła powietrze.
-Leon, jestem chora. Mam białaczkę-odwróciła wzrok by nie wiedział jak po jej policzku spływa łza.
-Ale jak to?-jego głos prawie się załamał, usiadł na brzegu jej łóżka.
Przytulił ją mocno do siebie.
-Spokojnie tak? Będzie dobrze to jeszcze nie koniec świata. Znajdziemy dawce. Chemioterapia może zadziała. Będzie dobrze.-szeptał jej do ucha.
Oderwała się od niego.
-Nie Leon! Chemia nie działa! Białaczkę mam już długo. Dawki są coraz mocniejsze. A ja nie chce znowu stracić włosów. Nie chce żebyś mnie taką oglądał!
Nie potrafiła już opanować emocji, pozwoliła swobodnie spływać łzą po policzkach.
Leon szybko je otarł i ponownie ją do siebie przytulił.-Wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze? Do póki Cię nie poznałam wszystko było dobrze. Pogodziłam się już z tym, że umre! Ale nie! Musiałeś pojawić się ty! Zakochałam się i teraz nie chce umierać!
Nienawidzę Cię, tak bardzo jak Cię kocham.-wyznała i z powrotem przytuliła się do Leona. Nie mówili już nic. Obydwoje czuli się tak samo. Oboje tracili osobę, którą tak bardzo kochali.
Mizerniała w oczach, nie chciał dopuścić do siebie myśli, że umiera, chodziaż taka była prawda umierała. Umierała. Siedział z nią na łóżku stykali się rękami.
-Leon?-otworzyła oczy i słabo powiedziała, było widać, że sprawia jej to wielką trudność.
-Tak?-nachylił się nad nią.
-Pamiętasz co powiedziałam o najpiękniejszym słowie świata?
-Tak, teraz dopiero rozumiem co miałaś na myśli. Nie rozumiem teraz jak mogłem chcieć się zabić.
-Pomyliłam się.
-Jak to?-zapytał zdziwiony
-Najpiękniejsze słowo świata to miłość.
Zamkneła oczy. Odeszła już na zawsze, nie wróciła już do swojej miłości.
Ale wszyscy pamiętali najpiękniejsze słowo świata; miłość...
Witam Was kochani!
Tsa widzieliście to u góry? Jedna z najgorszych moich prac. Nie umiem pisać. Cały czas utwierdzam się w tym fakcie. Justi nadal będzie mi wpychać kity, że umiem pisać. Powodzonka. Zamówienie od Paulinki prawda? Tej co składałam życzenia zgadza się? Przepraszam i Pauline i Ole, której to okropieństwo jest dedykowane.
Wiem, że liczyłyście iż napisze to Justi. No trudno, o bosz jak się rozpisałam.
Nie martwcie się, Justynka za nie długo da swojego Shota. Na pewno będzie cudny.
Także żegnam.
Carrots
Justyna wkracza!
Nie mogę milczeć. To jest cudo. Na pewno się ze mną zgodzicie. Moja Werka napisała bardzo pięknie i tak romantycznie. Ja nie mogę. Jak ona może tak cudownie pisać. Ja piszę kolejnego One Shota, więc wybaczcie, że nie będzie taki piękny jak ten. Powiem to już po raz setny dzisiaj. Carrots ma olbrzymi talent. Nawet niech nie zaprzecza i tego nie usuwa. Mam prawo do własnego zdania.
Justyna skończyła swój monolog.
Pfff masz prawo do własnego zdania, ale się mylisz i wygłaszaj je pod swoim genialnym OS, a nie pod moim beznadziejnym zerem. Tak w ogóle Justi to taki włamywacz, że aż żal. W ogóle to nie wiem czemu tak kłamiesz.
A Wy nie zwracajcie uwagi na te nasze drobne kłótnie, tylko czytajcie to okropieństwo, albo nie, lepiej poczekajcie na Shota Justynki.
Pozdro, Kocham <333
Carrots
-Pewnie chodzi Ci o Camilę?
Camilka tak chyba mówił do niej ten pacjent obok.
-Tak, to chyba ona. Co ona tu robi? Nie jest chora.
-Jest tutaj wolontariatką.
I wszystko zrozumiał, to musiała być Camila teraz był pewien.
-Często tu przychodzi? Bardzo chciałbym się z nią spotkać jest taka atrakcyjna.
-Uważaj ty sobie to moja córka.-przestrzegł lekarz z uśmiechem.
Leon zdrętwiał lekarz zaśmiał się cicho na widok jego miny.
-Przychodzi tu codziennie o 11.00.
Odszedł.
Już po jedenastej a jej nadal tu nie było, czekał na nią już przed wejściem pół godziny, a ona nadal się nie pojawiała. Zobaczył ją. Szła do szpitala z uśmiechem wymalowanym na ustach, miała na sobie zwiewną sukienkę sięgającą przed kolana.
Włosy rozpuściła, Leon nie mógł się napatrzeć, była taka piękna, tak bardzo mu się podobała, pociągała go. Rozbudzała w nim wszystkie zmysły.
Weszła do szpitala. Leon wybiegł jej na przeciw. Gdy dziewczyna go zobaczyła zmieszała się, przygryzła dolną wargę i chciała go wyminąć. Leon złapał ją za rękę.
Nie pozwolił jej uciec. Nie po raz drugi.
-Powiedz mi dlaczego ode mnie uciekasz?
Przełkneła ślinę.
-Bo ja... bo ja boję się zakochać. Nigdy nie czułam się tak jak czuję się przy tobie.
Spuściła wzrok. Leon popchnął ją lekko tak że naparła na ścianę. Byli blisko, bardzo blisko. Leon złapał jej podbródek.
-Czego się boisz?-zapytał i zbliżył swoją twarz do jej.
Nie odpowiedziała.
-Tego?-pocałował ją. To nie był zwykły pocałunek.
Dla Leona to nie było nic nowego. Całował się wiele razy. Ale nigdy nie czuł czegoś takiego jak teraz. To było coś niezwykłego, dla obydwojga coś zupełnie nowego.
Odsunął się od niej.
-Możesz już otworzyć oczy.-powiedział i uśmiechnął się delikatnie.
Posłuchała go. Otworzyła oczy i spojrzała na niego. Po czym pod wpływem emocji rzuciła się na niego. Przytulił ją mocno. Nigdy, na prawdę nigdy nie spotkał takiej dziewczyny.
Teraz wiedział już na pewno. Chciał z nią być, chciał już z nią być już zawsze na zawsze. Odeszła od niego.
-Przepraszam, to było głupie.- Podrapała się w tył głowy.- Pewnie masz mnie teraz za jakąś dziwną, pewnie żadna dziewczyna tak nie reaguje.-spuściła wzrok.
Uśmiechnął się szeroko.
-Właśnie o to chodzi. Nie jesteś taka jak inne. Jesteś wyjątkowa. Masz w sobie coś takiego. Kocham Cię-złapał ją za ręce.
Camila nagle się roześmiała
-Z czego się tak śmiejesz?-zapytał chłopak
-Właśnie wyznałeś mi miłość. A nie wiesz nawet jak mam na imię. To śmieszne.
-Wierzysz w przeznaczenie?
-Chyba tak.
-To, to właśnie jest przeznaczenie.
Uśmiechneli się do siebie ponownie.
-To powiesz mi w końcu jak masz na imię, czy może jednak nie? I będę wołač na Ciebie przeznaczenie.
-Leon, Leon Verdas. 19 lat. Moi rodzice wyjechali. Mieszkam z siostrą Franczescą.
Mam psa coś jeszcze?
Zaśmiała się.
-Na razie wystarczy.
-Cami.-podała mu rękę.
Leon podniósł brwi. I spojrzał na rękę wyciągniętą w jego stronę.
-Przed chwilą się całowaliśmy.
-To nic nie zmienia.-westchnął.
Ale potem zaraz się uśmiechnął.
Złapał jej dłoń i uniusł do ust lekko całując.
-Mam do Ciebie pytanie.-powiedziała gdy wrócili do sali chłopaka.
Leon usiadł na łóżku. Cami chciała usiąść koło niego lecz on złapał ją za biodra i posadził na swoich kolanach, zauważył jej lekko różowe policzki i uśmiechnął się jeszcze bardziej. Dziewczyna zadziwiała go coraz bardziej w pozytywny sposób.
-O co chciałaś zapytać?-westchneła, spojrzała mu głeboko w oczy.
-Dlaczego chciałeś się zabić?
Zmieszał się a uśmiech momentalnie zniknął z jego twarzy.
-Moje życie nie miało już sensu. Straciłem wszystko co ważne. Ale teraz-popatrzył na nią-teraz już wiem, że życie jest piękne.
Uśmiechneła się.
-Wiesz jakie jest najpiękniejsze słowo świata?
-Camila?-popatrzyła na niego lekko się uśmiechając.
-Nie. Życie.
I wtedy zrozumiał. Nie wolno niszczyć najpiękniejszego daru od Boga. Życie to najcenniejsze co można dostać i nie można tego niszczyć.
Pocałował ją po raz drugi.
-Jesteś wyjątkowa-szepnął.
-Jeżeli nie przeszkadzam-powiedział lekarz, który zdążył wejść do sali.-Cami.
Dziewczyna się zmieszała zeszła z kolan chłopaka i usiadła obok niego.- Pan Verdas będzie mógł wyjść jutro do domu. Camila zaproś swojego chłopaka na obiad w niedzielę. Gdzie maniery. Nie tak Cię wychowałem.-powiedział uśmiechnął się do Leona i odszedł.
-Ja... przepraszam Cię za Niego. Gada głupoty, przecież nie chciałeś by być ze...
-Marzę o tym. Zgodziłabyś się zostać moją dziewczyną.
Jej oczy zabłyszczały.
-Oczywiście.
Camila stała przed lustrem i z uwagą przyglądała się swojemu odbiciu.
Do jej pokoju wszedł ojciec.
-Córuś. Ślicznie wyglądasz.
-Myślisz, że mu się spodoba?
-Na pewno mu się spodoba. Jesteś piękna po mamie.
Uśmiechneła się.
-Słońce, ale jeżeli Ci na Nim zależy to musisz mu powiedzieć.
Już otwierała usta żeby coś powiedzieć. Kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi.
Dziewczyna zwycięzko się uśmiechneła i pobiegła w stronę drzwi.
Czekał niecierpliwie przed drzwiami. Demerwował się, ojciec Camili wydawał się być wpożątku, ale nigdy nic nie wiadomo.
Otworzyła mu. Wyglądała prześlicznie. Ruchem ręki zaprosiła go do środka, a on wszedł. Wręczył jej różyczkę i pocałował w policzek.
-Ślicznie wyglądasz-szepnął jej do ucha, a ona znieruchomiała.
Nie rozumiała dlaczego tak się przy nim zachowuje.
Obiad minął im w miłej admosferze, po posiłku, ojciec dziewczyny oznajmił iż idzie się przejść. Zostawiajac te dwójke samych w domu
Zaprowadziła go do swojego pokoju.
Usiedli na jej łóżku.
-Cami? Gdzie twoja mama?-zapytał niepewnie chłopak.
Camila spuściła głowę. Potem spojrzała mu w oczy.
Zobaczył w jej oczach ból, ogromny ból. Nie powinien zadawać tego pytania-pomyślał.
-Moja mama odeszła...-zawachała się-jak... jakiś czas temu. Zostawiła mnie i tatę, kilka miesięcy temu.
Camila zdecydowanie posmutniała. Chłopak przytulił ją delikatnie do siebie.
-Boję się, że któregoś dnia zostane całkiem sama. Jeżeli tata mnie odejdzie, to już nikogo przy mnie nie zostanie
Będę sama jak palec.-spuściła głowę
-Dlaczego twój tata miał by Cię opuścić?
Zamiast coś powiedzieć, przytuliła się tylko do niego.
-Nigdy nie będziesz sama, masz tatę, masz mnie, ja już nigdy Cię nie opuszczę. Zawsze będę przy tobie.-odaunął ją delikatnie od siebie i spojrzał w oczy.-Zawsze rozumiesz? Zawsze.-znowu go przytuliła.
-Kocham Cię.-wyszeptała.
Uśmiechnął się.
-Ja Ciebie też.-pocałował ją w głowę.
Siedzieli razem w pokoju, wygłupiali się. Cieszyli chwilą, spędzali ze sobą bardzo dużo czasu. Stali się nierozłączni.
Dziewczyna zemdlała. Opadła na podłogę.
-Cami! Cami co Ci się dzieje? Cami! Proszę pana!-zawołał głośno.
Ojciec Camili przybiegł do pokoju, gdy zobaczył swoją córkę na podłodzę, zamarł.
Dobrze wiedział co się stało.
-Leom, idź już.-powiedział nie patrząc na niego.
-Obiecałem, że jej nie zostawię!
-Już-krzyknął.
Leon poszedł wściekły, trzasnął drzwiami.
Martwił się. Czy to takie dziwne? Kochał Camilę. A przecież ludzie nie mdleją tak bez powodu. Usiadł na pobliskiej ławce i ukrył twarz w dłoniach.
Nie widział jej już od kilku dni. Gdy przychodził do domu dziewczyny, jej ojciec cały czas ją zbywał. Dzisiaj zamierzał iść do szpitala. Tam spotkał ją pierwszy raz, tam pierwszy raz ją pocałował, tam wyznał jej miłość.
Wszedł właśnie do budynku i skierował się do recepcji.
-Przepraszam, czy dzisiaj przyszła Camila Torres?
Pielęgniarka już miała coś odpowiedzieć, kiedy usłyszał znajomy głos.
-Leon co tutaj robisz?-zapytał ojciec Cami, który widocznie dzisiaj przyszedł na dyżur.
-Czy pan nie rozumie? Kocham pańską córkę. Muszę ją zobaczyć.-prosił jak dziecko.
Lekarz nic nie powiedział, wskazał tylko palcem salę nr. 26 po lewej części szpitala i odszedł. Leon pobiegł szybko do sali wskazanej przez doktora.
Otworzył drzwi i bez zastanowienia podszedł do Camili, która właśnie czytała książkę.
Spojrzała na niego z przerażeniem.
-Co Ty tu robisz?-zapytała z lękiem
-Cami... -wyszeptał, dotknął jej bladego policzka, wiedział, że coś jej jest. Wiedział, że jest chora.-Co Ci jest?
Zamkneła oczy i głośo wypuściła powietrze.
-Leon, jestem chora. Mam białaczkę-odwróciła wzrok by nie wiedział jak po jej policzku spływa łza.
-Ale jak to?-jego głos prawie się załamał, usiadł na brzegu jej łóżka.
Przytulił ją mocno do siebie.
-Spokojnie tak? Będzie dobrze to jeszcze nie koniec świata. Znajdziemy dawce. Chemioterapia może zadziała. Będzie dobrze.-szeptał jej do ucha.
Oderwała się od niego.
-Nie Leon! Chemia nie działa! Białaczkę mam już długo. Dawki są coraz mocniejsze. A ja nie chce znowu stracić włosów. Nie chce żebyś mnie taką oglądał!
Nie potrafiła już opanować emocji, pozwoliła swobodnie spływać łzą po policzkach.
Leon szybko je otarł i ponownie ją do siebie przytulił.-Wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze? Do póki Cię nie poznałam wszystko było dobrze. Pogodziłam się już z tym, że umre! Ale nie! Musiałeś pojawić się ty! Zakochałam się i teraz nie chce umierać!
Nienawidzę Cię, tak bardzo jak Cię kocham.-wyznała i z powrotem przytuliła się do Leona. Nie mówili już nic. Obydwoje czuli się tak samo. Oboje tracili osobę, którą tak bardzo kochali.
Mizerniała w oczach, nie chciał dopuścić do siebie myśli, że umiera, chodziaż taka była prawda umierała. Umierała. Siedział z nią na łóżku stykali się rękami.
-Leon?-otworzyła oczy i słabo powiedziała, było widać, że sprawia jej to wielką trudność.
-Tak?-nachylił się nad nią.
-Pamiętasz co powiedziałam o najpiękniejszym słowie świata?
-Tak, teraz dopiero rozumiem co miałaś na myśli. Nie rozumiem teraz jak mogłem chcieć się zabić.
-Pomyliłam się.
-Jak to?-zapytał zdziwiony
-Najpiękniejsze słowo świata to miłość.
Zamkneła oczy. Odeszła już na zawsze, nie wróciła już do swojej miłości.
Ale wszyscy pamiętali najpiękniejsze słowo świata; miłość...
Witam Was kochani!
Tsa widzieliście to u góry? Jedna z najgorszych moich prac. Nie umiem pisać. Cały czas utwierdzam się w tym fakcie. Justi nadal będzie mi wpychać kity, że umiem pisać. Powodzonka. Zamówienie od Paulinki prawda? Tej co składałam życzenia zgadza się? Przepraszam i Pauline i Ole, której to okropieństwo jest dedykowane.
Wiem, że liczyłyście iż napisze to Justi. No trudno, o bosz jak się rozpisałam.
Nie martwcie się, Justynka za nie długo da swojego Shota. Na pewno będzie cudny.
Także żegnam.
Carrots
Justyna wkracza!
Nie mogę milczeć. To jest cudo. Na pewno się ze mną zgodzicie. Moja Werka napisała bardzo pięknie i tak romantycznie. Ja nie mogę. Jak ona może tak cudownie pisać. Ja piszę kolejnego One Shota, więc wybaczcie, że nie będzie taki piękny jak ten. Powiem to już po raz setny dzisiaj. Carrots ma olbrzymi talent. Nawet niech nie zaprzecza i tego nie usuwa. Mam prawo do własnego zdania.
Justyna skończyła swój monolog.
Pfff masz prawo do własnego zdania, ale się mylisz i wygłaszaj je pod swoim genialnym OS, a nie pod moim beznadziejnym zerem. Tak w ogóle Justi to taki włamywacz, że aż żal. W ogóle to nie wiem czemu tak kłamiesz.
A Wy nie zwracajcie uwagi na te nasze drobne kłótnie, tylko czytajcie to okropieństwo, albo nie, lepiej poczekajcie na Shota Justynki.
Pozdro, Kocham <333
Carrots
O matko, matko, matko! *.*
OdpowiedzUsuńWercia, ten Shot jest genialny! Kocham cię normalnie! <3
Jesteś najlepsza! Dziękuję ci bardzo :*