Nie, nie, nie. Tylko nie obwiniaj miłości.
To my popełniamy błędy i rzucamy jej kłody pod nogi,
ale miłość zawsze walczy i zwycięża...
Marcesca (Francesca & Marco)
Do wojska nie powinno wstępować się dla
zabawy. Tam liczy się jedynie walka o Ojczyznę. Walka o przetrwanie. Nie ma
miejsca na lęk. Nie ma miejsca na wspomnienia. Nie powinno być miejsca na
miłość. Co się stanie gdy złamie się te zasady? Co się stanie gdy podczas
Szkoły Życia znajdzie się swoją drugą połówkę? Serce mówi: "Rzuć wszystko
i bądź z nią szczęśliwy." Rozum ma jednak inne zdanie na ten temat:
"Jeżeli uciekniesz przed przeznaczeniem ono uderzy ciebie z ogromną siłą.
Wszystko stracisz. Nie będziesz miał do kąt wrócić. Nie będziesz miał nikogo
bliskiego. Jej też nie będzie. Nie rezygnuj." Co należy wybrać? Gdy ktoś
staje przed takim wyborem zazwyczaj wybiera źle. Generał i Porucznik. Mężczyzna
i kobieta. Co się stanie gdy młoda pani Porucznik zostanie przeniesiona do
jednostki, w której służy jej dawny wróg?
Szła nie oglądając się za siebie. W mundurze zawsze było jej do twarzy. Przechodząc przez jednostkę wojskową nie zauważyła żadnej kobiety. Wszędzie było pełno mężczyzn. Każdy żołnierz przyglądał jej się uważnie gdy przechodziła obok niego. Włoszka wiedziała, że ci młodzi mężczyźni nie widzieli żadnej kobiety od dawna. Ich łakome spojrzenia nie obchodziły jej.
Na końcu jej drogi stał namiot. Uchyliła wejście i weszła do środka. W środku stał mężczyzna o kasztanowych włosach do ramion w moro. Gdy go zobaczyła miała ochotę wyjść. Nie zrobiła jednak tego. Przybrała poważny wyraz twarzy.
-Czekałem na ciebie Resto. Jak zwykle nie punktualna. - zarzucił jej z drwiącym uśmieszkiem.
-Byłam na oględzinach Twojego oddziału. Marnie się reprezentuje. Tak samo jak ty Travelli.
-Reprezentuję się lepiej od ciebie. Kto tu z nas jest Generałem? Ja czy ty?
Rozjuszona kobieta miała chęć wyjąć naładowany pistolet i strzelić. Jednak wiedziała czym to grozi. Wiedziała, że jeśli Marco Travelli zginie to obwinią ją.
-Nie przysłali mnie tu dla zamętu. Mam wam pomóc. Pomóc w walce z Irakiem. Zostałam przydzielona do sektora B.
-Gratulacje pani Porucznik. Dosyć często będziemy się widywać.
Francesca nie wytrzymała zrobiła gwałtowny zwrot w tył i wyszła z namiotu swojego dowódcy. Żołnierze niższej rangi pokierowali ją do jej namiotu. W środku miała plany ataku wroga.
Codziennie odbywały się treningi udoskonalające umiejętności ludzi do wielkiej wojny. Mimowolnie Francesca zaczęła zbliżać się do Marco. Nie był dla niej już tylko wrogiem. Był dla niej coraz ważniejszy. Nie wyobrażała sobie życia bez niego. Treningi stały się rutyną. To panią Porucznik zaczęło powoli nudzić. Samotne noce, były nieprzespanymi nocami. Nie wysypiała się. Do pewnego momentu.
Dnia 17 na 18 października do jej namiotu wszedł Marco. Nic nie powiedział tylko podszedł do niej i namiętnie ją pocałował. Ona odwzajemniła ten pocałunek. Dopiero teraz zrozumiała, że tak naprawdę on nigdy nie był jej wrogiem. Zrozumiała, że od początku go kochała. Gdy był przy niej, gdy ją całował, dotykał nie była sobą. Oddawała się temu uczuciu. Była szczęśliwa i spragniona jego ust. Nie chciała, by przestawał.
Po chwili mężczyzna oderwał się od niej. Spojrzał zakłopotany w jej oczy, a ona była zdziwiona, że przestał. Pragnęła wykrzyczeć mu w twarz: "Nie przestawaj! " Nie zdążyła jednak. Zanim cokolwiek przeszło jej przez usta on odwrócił się i wyszedł. Gdy wychodził rzucił jej tylko na do widzenia jedno zdanie.
-To nigdy więcej się nie powtórzy.
Osamotniona zaczęła płakać. Tym jednym zdaniem złamał jej serce. Dopiero w momencie, w którym tu wszedł zrozumiała o co warto walczyć. Co tak naprawdę jest ważne. Wiedziała, że jeśli trzeba będzie teraz pójść na wojnę to nie będzie walczyć dla kraju. Nie będzie walczyć dla siebie. Jedyną osobą dla której będzie walczyć jest on. Gdyby wiedziała, że zostawiłby wszystko i uciekłby z nią do Włoch powiedziałaby mu o tym, że chce z nim uciec. Jednak nie wiedziała co on by zrobił. Wolała tego jednak nie sprawdzać.
O godzinie drugiej wzniesiona alarm. Gdy usłyszała go od razu zrozumiała, że zaczęła się wojna. Zrozumiała, że Irak atakuje. Wyszła z namiotu dopiero gdy wzięła broń i amunicje. Już wszyscy byli gotowi. Ustała po prawej stronie Generała. Ten stanął przed swoim oddziałem i zaczął mówić.
-Jesteśmy tu dla naszych bliskich. Pamiętajcie walczymy tu przede wszystkim dla nich. Gdy przegramy nasze rodziny mogą zostać wymordowane przez wroga. Nasz rodzinny kraj dowie się o naszej porażce, ale jak uchroni się przed zamachem? BEZ NAS NIE DA RADY! Walczmy dla Włoch! Walczmy dla rodzin! Jeżeli będziemy gotowi oddać za nich własne życie to wygramy. Jesteście gotowi? - odezwały się głosy aprobaty - To WALCZMY!
Żołnierze ruszyli, a Generał Marco i pani Porucznik Francesca prowadzili tłum do wroga. Przed nimi rozciągało się pole minowe. Dawne miny mogły być już dawno nieczynne, ale istniało ryzyko stanięcia na aktywną minę. Tłum podążał do przodu. Już po kilku minutach zobaczyli wroga.
Zaczęła się walka na śmierć i życie. W walkę każdy wkładał całe swoje serce. Włochy miały przewagę liczebną. To przyniosło korzyści ich stronie. Odwaga wstąpiła w cały oddział gdy zobaczyła mizerny oddział Iraku. Walka trwała i trwała. Wszyscy mieli nadzieję na szczęśliwe zakończenie bitwy. Dopiero po kilku godzinach Włochy zwyciężyły. Wszyscy myśleli, że wszystko już będzie dobrze. Gdy wracali do bazy z przodu szła pani Porucznik. Nagle pod swoją stopą usłyszała krótkie piknięcie. Wiedziała co to znaczy. Ustała na minę.
Ogarnął ją lęk. Nie chciała jednak by inni zginęli przez nią. Pokazała im ręką, by się zatrzymali. Marco od razu zrozumiał co się dzieje. Podbiegł do niej. Pocałował ją namiętniej niż kilka godzin temu. Wiedział, że może być to ostatni pocałunek jego prawdziwej miłości.
-Odejdź! - krzyknęła do niego - Odejdźcie wszyscy jeśli jeszcze chcecie żyć!
Żołnierze zaczęli biec do bazy. Nie chcieli ginąć. Chcieli jeszcze raz zobaczyć swoje rodziny. Chcieli po prostu żyć. Ona to rozumiała. Na ich miejscu zrobiłaby tak samo.
Marco jednak nie odchodził. Gdy wszyscy już odeszli spojrzał jej głęboko w oczy.
-Zawsze Cię kochałem. Teraz mogę już iść - mężczyzna odszedł, a ona jeszcze chwile na niego patrzyła.
Gdy był dostatecznie daleko. Gdy już wiedziała, że on nie zdąży zawrócić i narazić się na zranienie zestawiła nogę z zapłonnika. Marco odwrócił się. To było jak tornado. Zmiotło wszystko na swojej drodze. Na miejscu gdzie jeszcze przed chwilą stała Francesca Resto nie było nikogo. Na piasku zostały tylko ślady jej krwi.
Generał miał ochotę odkopać wszystkie miny na tej pustyni i się zabić. Jednak wiedział, że to by nie pomogło. Zawiódłby nie tylko swój krat, ale też zmarłą ukochaną. Odwrócił się i wrócił wolno do swoich żołnierzy. Nadal na swoich wargach czuł jej miękkie usta.
Żołnierze na niego czekali. Gdy zobaczył ich przybrał na twarz fałszywy uśmiech i krzyknął najgłośniej jak potrafił: WYGRALIŚMY!
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
OneShot ze specjalną dedykacją dla mojej Angeliki.
Napisany specjalnie dla ciebie.
Jak się wam podoba?
Justyna <3
O. M. G. Takiego czaderskiego Os o Marco i Francesce nie przeczytalam.
OdpowiedzUsuńSweet Sweet Sweet Sweet i Sweet rozdzial
Pozdro dla ciebie Justi
Ola<3
Hej :**
OdpowiedzUsuńWojsko, wojsko, wojsko! Like (y)
Marcesca, to para, której szczerze nienawidzę! Ale jeszcze bardziej nie
lubię Bromi, więc gorzej być nie może :) Mimo to
bardzo mi się podobało :** Jezu jaram się tym blogiem, jak
Violka Leonkiem :)
No niestety brak weny na kom = krótki kom xD
Koffam ;**
Czekam na następny os :** buziaki!